Przepraszam Was bardzo, ale od czwartku w ogóle nie byłam na komputerze. Aż się boje otworzyć pocztę...
Jeszcze jesteśmy w komplecie, ale niestety, nie mam dobrych wieści. Kociątka mimo leków nie przybierają, coraz słabiej też jedzą, a coraz trudniej oddychają. Płucka są czyste, ale oddechy spłycone i chwytane pełnym pyszczkiem coraz częściej.
Niestety, wygląda na to, że cały jeden róg przydusił się z jakiegoś powodu, 3 kocięta w stanie idealnym, 3 z niewydolnością, jeden odszedł w ciągu godziny, a dwa już też pożegnałyby ten świat, gdyby nie steryd. A tak chciałam im wszystkim ułatwić początek życia

Bardzo trudno mi się z tym pogodzić, od 8 miotów nie miałam takiej straty, kocięta zawsze wytrzepane do nieprzytomności. Już na pewno nie zdecyduję się na cokolwiek, przy czym nie będę mogła być.
Z pozostałej trójki wszyscy rosną pięknie, aż się boję to napisać, żeby mnie w tym rozgoryczeniu coś nie pokarało. Zaczynają się już myć, i zaczepiać, chociaż ślepka ciągle zamknięte. Długowłosa kremowa panienka to prawdziwe monstrum, już podwoiła swoją wagę urodzeniową, prawie nie ma siły pełzać, bo brzuch wystaje jej tak bardzo, że łapki majtają niemal w powietrzu <lol> Oczywiście trochę przesadzam, ale naprawdę wygląda strasznie. A urodziła się najmniejsza, 88 gramów. Ona jedna nie dyskutuje, chwyta dowolny cycek, byle tylko jakiś znalazł się w zasięgu <mrgreen>
Długowłosa najprawdopodobniej, szylkretowa dziewczynka niewiele jej ustępuje, ale na razie kremóweczce nikt nie jest w stanie dorównać

Trzecie dziecko chyba jest całe niebieskie, czyli tak jak myślałam na początku, jest chłopcem, ale nawet nie sprawdzałam jeszcze dokładnie. Prawie na pewno to kocię jest krótkowłose.
Inuszka pięknie się spisuje, dba o dzieci, i mimo koszmarnych we Wrocławiu upałów, cierpliwie zalega w kotniku. W ogóle, poza kilkoma godzinami "pijanej głowy" nie zauważa, że jest po jakimś zabiegu, że ma jakiś szew, że gdzieś jakaś rana. Grucha i pełna szczęścia z lubością kładzie się na dzieciach, to znaczy głowę przytula do nich stale
