Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam tak wyczerpujący miot, nawet Kurczak nie dał mi tyle popalić... Kociaczki zdrowe i rosną, ale ciągła ekwilibrystyka przy dziewczynach jest bardzo wyczerpująca. Najpierw dokarmianie i podział kociąt, wreszcie udał się po pierwszym tygodniu, potem zaczęły się inne schody. Dopóki dziewczyny były w budkach, przylegających do siebie KONIECZNIE, bardzo zgodnie chowały swoje przydzielone dzieci. Ledwo opanowaliśmy sprawy przyrostów, wszystko się ustabilizowało, Negrze zwiększyła się ilość mleka, i podział na dwie grupy zadziałał, ja się jedną noc wyspałam normalnie w łóżku, Negra stwierdziła, że właściwie to wszystkim da radę, i że Perla jej niepotrzebna. Żadna nie chciała się wyprowadzić, każda chce być w pokoju, w TYM MIEJSCU, gdzie zawsze jest żłobek.

Ponieważ oddzielenie nie wchodziło w grę, bo kto został wyprowadzony, ten porzucał dzieci, i płakał pod zamkniętymi drzwiami (w sumie do przewidzenia, ale spróbować trzeba zawsze, bo nigdy nie wiadomo, co zadziała

), po raz pierwszy zrobiłam dwa lustrzane kojce obok siebie. To nie do końca rozwiązywało problem, bo każda zaglądała do tej drugiej, czy aby nie ma lepiej, albo nie ma lepszych dzieci <lol> Nie ma śmiechu, mówię zupełnie poważnie, i dotyczy to oczywiście Negry <diabeł> po pewnym czasie stwierdziłam na przykład, że muszę zabrać jej kremaka, bo jego najczęściej z uporem maniaka wynosiła do Perli. Kremuś został więc u prawowitej mamy, a Negrze dałam czarnego, ma czekoladka, czarnego i rudzielca, i ten układ ją zadowala <diabeł> Moja praca polega natomiast na utrzymaniu dziewcząt w swoich rewirach, bez zaglądania do tej drugiej, i dziś po długiej przerwie spania na kozetce znów prawie całą noc spędziłam w łóżku <roll> Wstałam dopiero o 6:00, bo to typowa pora "pobudzenia", ale wygląda na to, że kobietki ostatecznie załapały. Do dziś musiałam pilnować, zgodnie z zasadą, którą podaję przy dokoceniach, czyli trzeba być zawsze dwa, trzy kroki przed kotem - czyli na przykład Negra wyskakuje ze swojego królestwa, rozgląda się niby niewinnie, robi obchód, ale zerka w stronę kojca Perli, więc ja zaczynam rozmowę, co wolno, czego nie wolno, ona się na mnie gapi, czy aby na pewno nie żartuję, więc ja wstaję, idę w jej stronę, i ona już wie, że nie żartuję, więc zawraca w swoją stronę, wchodzi do "swoich", myje, karmi, bawi się ze starszymi, itp. Perla wychodzi, jest łatwiej, bo ona zgodna zupełnie, i dla niej poprzedni stan ze wspólnym kojcem byłby idealny, ale Negra stroszy się, gdy Perla do niej wskakuje, więc muszę robić to samo, rozmowa, jeśli nie pomaga, to wygłaskanie, i wstawienie do dzieci. Chodzi o t, żeby żadna nie wskoczyła na barierkę kojca tej drugiej, i żeby nie zrobiła tego sama, a nie zatrzymana fizycznie przeze mnie. Pomaga duża ilość jedzenia w kojcach <lol> Teraz już załapały, tylko sobie patrzą przez szybki od czasu do czasu, noskują poza kojcami, idą ramię w ramię do jedzenia poza kojcami, ale w kojcach mają swoje królestwa. Apokalipsa! Bo w praktyce być te dwa, trzy kroki przed kotami oznacza ciągłe czuwanie, ciągłą obecność, i wyłapywanie najdrobniejszych sygnałów. Ale opłaca się, bo nie ma niesnasek, nie ma agresji, nie ma przeganiania się, itp. Tylko potworne niewyspanie jest po mojej stronie, i brak czasu na cokolwiek <lol>
Na razie wczorajsza szylkretka:
