Miot NN nie usatysfakcjonuje wszystkich jeśli chodzi o zdjęcia, niestety, bo pora, jaką sobie wybrałam, okazała się być sjestą, więc większość nie dała się pobudzić niczym, i na zdjęciach widać, co niektórzy myśleli o moim czołganiu się po podłodze <lol> Borysa wyciągnęłam wyżej, ale widać po minie co on na to, Dyzio zresztą podobnie... Jest więc jak jest, do pooglądania każdy z głową i powiekami opadającymi, ale ja muszę sobie mały reset zrobić, i we wtorek wyjeżdżam na kilka dni, więc nie będzie na co liczyć w sprawie zdjęć.
Reset jest konieczny, bo nie pamiętam, kiedy mnie jakikolwiek miot tak koszmarnie wymęczył. Najpierw rozdzielanie, pilnowanie, kogo dokarmiać, potem doszło pilnowanie przestrzeni samych kotek, pisałam już o tym. Musiałam stale używać swojej pozycji (jak to miło jest się oszukiwać, ze się w świecie kocim jakąś ma <lol> ), ale też nie uwierzycie, jak te małpy rozumieją, co się do nich mówi <lol> Problemem jest Negra, która jest bardzo delikatna, i na terenie kojca potrafi wystraszyć się na przykład wskakującej Perli, jeśli ta zrobi to za blisko. Kojec poszerzyłam więc już niemożebnie, a dziewczyny, po moim pouczaniu, jak należy się dzielić wspólną przestrzenią, załapały, że bardzo dobrym pomysłem jest wchodzenie do kojca na zmianę <lol> Poza kojcem leżą tuż obok siebie, w kojcu karmienie kociąt obok nie wchodzi w rachubę, każda ocenia, gdzie jest ta druga, i oddala się na co najmniej półtora metra, nawołuje dzieci, i wtedy leżą i karmią, jak na zdjęciu z poprzedniej strony
Kolejnym problemem jest sama Perla, której stan stale mnie męczył. Miała takie napadowe przyspieszenia oddechu, wapń ma podawany w dawkach dość dużych, długo też była "suplementowana" przez moją panią wet, niby wszystko da się wytłumaczyć, karmienie, niby wszystko miało prawo się dziać, nigdy nie ziała, nie było teoretycznie nic niepokojącego, a jednak nie dawało mi to spokoju. Inusia zostawiła lekcję zwracania uwagi na bardzo dyskretne objawy, które - gdy je zgłaszałam - ówczesny mój lekarz kwitował krótkim że upał, że karmienie, że oksytocyna. Tym razem nie odpuściłam, serducho, jak wiecie, wzorcowo, pojechałam więc na pobranie krwi, i jak zawsze od czasu śmierci Ino, zażyczyłam sobie też badanie tarczycy. No i bingo, piszę o tym, bo gdybyśmy nie zrobiły tego dodatkowego profilu, uznałybyśmy Perlę za okaz zdrowia, biochemia po prostu wzorcowa, lepiej, niż się spodziewałyśmy, bo przecież ciąża ogromna, karmienie, miała prawo dziewczyna do jakichś wahnięć. Wapń, mimo suplementacji naprawdę sporej, w dolnej granicy, to wszystko z biochemii. Tarczyca natomiast już daleko od wzorca. T4 może nie jakoś masakrycznie wystrzelone, ale wystarczająco, żeby nas obie wystraszyć. Perełka dostała więc leki, najprawdopodobniej na krótko, jeśli nadczyność jest tylko pozostałością po ciąży (tak to wygląda, bo poprzednie wyniki przed ciążą były jak najbardziej w normie). Już widzę poprawę, napady przyspieszonego oddechu zniknęły. za dwa tygodnie robimy badanie kontrolne
Macie dzieciaki, przepraszam za literówki, ale wychodzę na rower, poprawię wszystko po powrocie
