madziulam2 pisze:yamaha pisze:
A z imionkami cos pomysle, narazie jednak nie moge, bo tak mocno sie skupiam na <ok> ze same Slash, Seputlura i Slayer mi do glowy przychodza

A nie wiem czy Ty tak hard-rockowo chcesz miec w Agilisowie <lol>
Slash akurat jest fajny... jeszcze jak będzie długowłosy <zakochana>
No jak dla mnie to Slayer przemawia, dość upiorne by to imię było
Nie mam kiedy pisać, nie mam kiedy Wam odpisywać na SMSy, ale wszystkim Wam bardzo, bardzo dziękuję.
Na razie jesteśmy w komplecie. Noc była ciężka, patrzenie na rybie oddechy i słuchanie krzyków było straszne. Nie było mowy o jedzeniu i nakarmieniu, kociaczki nie chciały uchwycić smoczka, nie miały jak się zassać. Z pipetowania zrezygnowałam, uznałam, że podstawą musi być możność zjedzenia czegokolwiek, czy to z sutka, czy z butelki, ale o własnych siłach. Postanowiłam dać dzieciom szansę nabrać sił, a lekom zadziałać - na noc odłożyłam maluszki osobno, żeby Ino i inne kociaki ciągle ich nie szturchały, i co dwie godziny w nocy sprawdzałam stan. Jeszcze do 5 rano oddechy były ciężkie, ale kociątka spokojnie spały, o 7 sprawdziłam po raz kolejny - u kremaczka oddech wyrównany, spokojniejszy, pyszczek zamknięty. Dziewczynka trochę gorzej, ale też bez "rybiego pyszczka".
O 8 zobaczyłam, że kremaczek zaczyna w znajomy sposób trącać noskiem Inusiowy brzuszek. Próby przystawienia do cyca - nic z tego. No więc zrobiłam to, co zawsze w takich wypadkach robię, czyli wyrwałam przyssanego z lubością niebieściaczka od tego jednego, jedynego, ukochanego środkowego cyca, i do rozmasowanego i przygotowanego sutka przystawiłam kremusia. Cyc mlekiem pachnący... Nic tak nie pobudza do życia

Chłopczyk pił przypięty 10 minut, dla mnie najważniejsze, że tak długo trzymał cycucha, i to bardzo mocno, czyli oddechu starczyło <zakochana> Drugi raz, prawie samodzielnie, przypiął się o 12. Potem na posterunku został Arek, ja przypudrowałam podkrążone oczy i pobiegłam na zajęcia i do ginekologa, do którego zarejestrowała mnie Agnieszka, jak się dowiedziała, że już od dwóch lat nie byłam, i po naczytaniu się o kobietach i rakach i guzach macicy pogoniła mnie do lekarza <strach> . Wróciłam po 16, i po powrocie kremuś o 18 przy mnie przyssał się samodzielnie, do nieprzygotowanego w żaden sposób cycka. Arek, chociaż dzielnie siedział przy kojcu i pilnował wszystkich przez 4 godziny, nie potrafił mi powiedzieć, kto i ile pił, więc nie wiem, jak to wyglądało pod moją nieobecność. Od rana kremuś odrobił 3 gramy. Rano miał 105 z urodzeniowych 111, przed chwilą waga pokazała 108. Zobaczymy, na razie dostał swoją drugą szansę.
Z szylkrecią jest gorzej. Straciła znacznie więcej na wadze. Z urodzeniowych 104 jest 88. Stanęło na takiej liczbie, i na razie nie spada. Ale jej oddech jest ciągle cięższy. Udało mi się ją dwukrotnie nakarmić. Nie jest w stanie na razie uchwycić sutka, chociaż Inusiowy brzuch zaczyna ją intrygować. Nakarmiłam ją z butelki, ale niepokoi mnie, że po wypiciu 2 gramów w bardzo krótkim czasie (przyssała się jak pijawka, wyssała tę porcję w 10 sekund), wyglądała na bardzo zmęczoną. Czyli płucka dalej nie dają rady. To przez nią mamy ciągłe patrole przy kojcu - Ino czuje się bardzo dobrze, jest ostrożna i uważna, ale ta szylkrecia potrafi się pod nią wcisnąć, i potem nie ma siły się wydostać. Dlatego dziś w nocy znów tę dwójkę położę osobno. I dlatego ciągle na najniższym stopniu chodzi poduszka, i zarówno szylkrecia, jak i kremaczek chętnie na nią wchodzą. Unikają reszty, gdy te kocięcym sposobem układają się w stosie jedno na drugim, tej dwójce jest wtedy ciężko oddychać, i chyba dlatego się odsuwają, a poduszka to źródło ciepła, które tracą, gdy nie są w grupie. Dorotko, legowisko, które od Ciebie dostałam, jest fantastyczne, przez to, że jest takie duże, poduszka jest na jednym brzegu, i nie przeszkadza Ino i reszcie, a te dwa maluszki maja swoją przystań, i w każdej chwili mogą wrócić do mamy
Jutro rano jedziemy na kolejny zastrzyk, nie wiem, czy będzie to już tylko antybiotyk, czy jeszcze ze sterydem, będziemy pewnie zastanawiać się z panią doktor. To na razie chyba wszystko, co mogę Wam powiedzieć. Pozostałe kotki rosną, ale nawet ich jeszcze nie poważyłam. Yamaha, jakoś futerka po umyciu przez mamę się poskracały i poprostowały <lol>