Jest cudny, ale tak, jak myślałam, nie zostanie odstąpiony... Raczej wszyscy będziemy do niego wzdychać przez monitor...
Dziś zapadłam snem kamiennym na 5 godzin, zerwałam się przerażona, że wszystkie koty już na pewno nie żyją, śniło mi się, że domownicy, czyli Bohdan i Arek, przez nieuwagę je porozdeptywali, a czarnulek zmarzł i umarł. Mózg w bardzo ciekawy sposób się odstresowuje <lol> Ku mojej uldze był to tylko majak, Negra grzecznie leży ze swoją dwójką, i nawet już pozwala się im przysysać, czyli ból schodzi, mleko trochę opornie idzie, ale to paszcze z siłą ssącą przewyższającą noworodki kilkakrotnie, więc już ją rozpracowują. Poobcinałam im pazurki, żeby tak mocno jej nie ugniatali, jeszcze dziś dla niej najtrudniejsze, ale zjadła, czyli nic niepokojącego się nie dzieje. U Ino tylko szew na zewnątrz, skóra i mięśnie zszyte, a tutaj jeszcze macica w środku, i nawet nie chodzi o to nacięcie, macica normalnie, fizjologicznie cały czas się obkurcza, potrwa to jeszcze kilka dni. Ugniatanie kocich łapeczek jest więc dla Negry dużym dyskomfortem, że tak się elegancko wyrażę, i widzę, jak dzielnie z sobą walczy, żeby to wytrzymać. Ale wygląda na to, że jest dobrze
Idę zaparzyć sobie herbatkę, jak to powiedziała Judi Dench w "Kronikach portowych",
Tea is good for you. It keeps you going.
A potem zdjęcia. Czarnulek dziś 164 <zakochana>