Pewnie niejednokrotnie zdarzyło się Wam bezskutecznie poszukiwać swojego kocurro w mieszkaniu czy w ogrodzie. Ja nie wiem, jak one to robią, że potrafią w danym miejscu i być, a jednocześnie i nie być (widzialnymi). Nieraz i z 15 minut potrafię zmitrężyć na „wabienie” moich gagatków, które zawsze dziwnie wyczuwają, że przychodzenie na zawołanie w danym momencie kompletnie im się nie opłaca. Ale są też i hasła magiczne, sprawiające cud. U nas pogoń za moimi „fantomami” wygląda mniej więcej tak:
„W pogoni za fantomami”
BJ: Kici, kici, gdzie jesteście?
N: Niszt nierozumiren.
BJ: Kokusiu, a cju, cju, cju…
K: A ble, ble, ble, ble…
BJ: Aaaa! Tu cię mam!
N: No cooo. Ja tylko sprawdzałam, czy nadal nie wolno żłopać ze stawu.
K: A ja jakoś nie pamiętam, żeby strumień był dla mnie zakazany. Kiedykolwiek.
BJ: Czochru, czochru, czesankooo?
BJ: Długo jeszcze mam was wołać?
K: Hej koleś! Zdaje się, że BabaJaga właśnie ciebie szuka.
BJ: Do licha i psia krew!
K: Takie mam delikatne uszka. Ogłuchnąć można od tych wysokich tonów.
BJ: Ile jeszcze czasu mam czekać?
N: Nie teraz. Taka okazja dzisiaj się już nie trafi.
N: Ani jutro.
K: A kuku! Ktoś mnie szukał?
N: Tutaj chyba nie ma zasięgu.
BJ: Hej tam, kieciekieciekieciekiecie! Gdzie jesteście, małpiszony jedne? Oooobiad!!!
K: No przecież już od godziny tu siedzę.
N: A ja od dwóch…
BJ: Nie to nie. Sama zjem. Łyk, łyk. Chrup, chrup, chrrrrr…up!
N: Nieeeee!!!!. Już pędzimy.