- mały Vitali <serce> został już zaakceptowany przez wszystkich członków mojej bandy - pies spełnia i u niego rolę myjni - wylizuje go całego od dupki począwszy, co zapewne przyspieszyło proces adaptacji bo Vitia szybko stracił swój obcy zapach.....wczoraj wieczorem bawił się już z Almą a Marra wita się z nim dotykając noskiem jego noska.....
- w domu napowrót zapanowała harmonia......
- Marra nauczyła mnie miłości bezwarunkowej - zawsze się mówi, że kochamy kogoś za poczucie bezpieczeństwa, urok osobisty, zaufanie itp, ja pokochałam Marrę bez powodu, jak naturalną kolej rzeczy oczywistych....
- przerobienie firanek na ślizgawki zaczęlo mi sie nawet podobać a niezdarne włażenie na wazony, patery czy inne kruche ceramiczne obiekty zmusiły mnie do zmiany widzenia przedmiotów martwych
.....
- Marra chorowała i rosła, rosła i chorowała a pomiędzy tym wszystkim narastała miedzy nami jakaś tajemna więż, jakieś kosmiczne porozumienie, gdzie każdy dżwięk jest czytelny i zrozumiały....
- minął rok, w międzyczasie Anusia wyszła za mąż a mąż okazał sie wyjątkową fajtłapą w rozumieniu Lady, bo kiedy Anka pojechała sterylizować kotke ta okazała sie być znowu w ciąży...po krótkim śledztwie wyszło na jaw, że pod nieobecność Anki Pan Mąż spał przy otwartym balkonie i nie zauwazył <shock> , ze kotka ma rujkę.....
- urodziły się dwa kociaki, krótko przed tym Anka zaszła w ciążę i bardzo mądry ( ale inaczej ) Pan Doktor <kciukwdół> tak obrazowo zaczął jej opowiadać jakie choroby nosi w sobie kot, tak obrazowo jej przedstawił jakie upośledzone dziecko może urodzić, że Ania zdecydowała się na oddanie Lady i jej dzieci......
- Tika była małym okruszkiem, z typową (u kotków za wcześnie oderwanych od matki), chorobą sierocą - miała zaledwie 8 tygodni, kiedy znalazła sie oko w oko z moją Czarną Furią, pełną zazdrości i fochów
.....
- kiedy Marra zobaczyła Tikę dostała szału - warczała, wyła, prychała, skakała z szafy na żyrandol, nie pozwalała się dotknąć, była oszalałą z wściekłości kotą ale....nie drapała ani nie gryzła malucha....
- ja siedziałam oniemiała i prawdę mówiąc nie wiedziałam, co mam robić....chciałam dobrze i dla Marry ( wszyscy twierdzili, że dwa koty są szczęśliwsze niż jeden kot) i dla Tiki ( jeżeli ja jej nie wezmę, to kto???)...na szczęście mały puchaty okruszek szybko otrząsnąl sie z pierwszego szoku i już po paru godzinach próbowała....dobrać sie do cyca....tak tak , chciała ssać i łaziła za Marrą, gramoliła się na szafki.....a Marra szalała.
.....
- po paru dniach zaskoczył mnie niesamowity widok...Marra leżała w swojej kołysce brzucholem do góry i darła pyska a na jej brzucholu uczepiona chudego cyca leżała Tika i...ciamkała....
- tak bardzo brakowało jej matczynej bliskości, że przezwyciężyła swój strach, jakimś siódmym zmysłem czuła, że nic jej nie grozi , że to tylko taka gra <serce> .....
- od tamtego dnia Tika spała przytulona do Marry a moja kochana kota burczała głucho, warczała ale leżała z rozłożonymi łapkami jakby chciała powiedzieć...a idż mi pancia z tym bachorem....zabierz mi ją stąd,,,no co ja mam robić .....
- Tika wyrosła na bardzo wrażliwą kotkę, jest dużo większa od Marry ale do dzisiaj czasami wtula swój łebek w jej brzuszek i...ciamka....a Marra liże tą swoją niechcianą przybraną córkę i zapewne jest z niej bardzo dumna....razem tworzą niepowtarzalny duet fruwających, podniebnych kotow, a obraz Tiki bujającej się na żyrandolu nie robi już na mnie wrażenia....
- paaancia, zabierz to Czupiradło.......