U nas piątka wisi już nieustająco, maleńka szylkrecia po jednorazowym bardzo delikatnym dokarmieniu zaczęła sama się przysysać. Zupełnie nie wiem, jak się do niej ustawić, bo na razie wróciła do wagi urodzeniowej, czyli szału nie ma, ale z drugiej strony brzusio cały czas wydaje się pełne. Na razie nie dokarmiam, muszę poczekać trochę dłużej na decyzje, bo jeśli taka tendencja, jak z ostatnich godzin, się utrzyma, to nie powinnam jej dokarmiać - jest 3 gramy na plusie w stosunku do tego, co było 8 godzin temu. To na zdjęciu koteczka najbardziej z prawej, z plamką na głowie jak u babci Borgii
Kremaczka dokarmiam, to znaczy na razie dostał dwie porcje, ale zdecydowałam, że będę mu podawać normalnie, jakby był bez matki. On ma według mnie najwyraźniej coś z głową, na pewno to skutek niedotlenienia, albo jakieś zaburzenie mechanizmu odnajdywania i chwytania sutka (no też głowa właściwie). Agnieszka się śmieje, żebym się nie martwiła, że on po prostu ma inteligencję po tatusiu w 100%... Łazikuje dużo, bezbłędnie odnajduje matkę, cały czas na nią włazi i szuka, szuka nochalem, szuka, mija sutek, wdrapuje się wyżej, i tak w kółko. Nawet przystawiony nie potrafi nic złapać, jakby sterczącego suteczka w ogóle przed nosem nie było. Za to po wsadzeniu smoczka do pysia okazuje się, że ma doskonałe ssanie w tym głupim pyszczydełku
To na zbiorówce ten ciemniejszy, przyssany - na początku wydawało się, że da chłopak radę samodzielnie. Dobrze, bo trochę siary złapał. Najważniejsze, że się nie odsuwa w samotność, tylko spi przytulony do Ino i do rodzeństwa, wtula się pod pachę, może dla niego kluczowe jest teraz ciepło. Poduszka oczywiście jest, ale przy tej ilości włączam ją jedynie na czas, kiedy Ino wychodzi z kojca, bo nie chcę towarzystwa przegrzać.
Sama Ino bardzo ładnie mnie zaskoczyła, bo chociaż podejrzewałam, że w brzuchu chowa się więcej,niż namacane w pośpiechu przez weta 4, to więcej zamykało się dla mnie w liczbie 5. Jak na świecie pojawił się szósty, byliśmy trochę w szoku, ja jak ją obmacałam, i wyglądało to tak, że jest jeszcze siódmy, to uznałam, ze mi się wydaje... W każdym razie kilkanaście minut po szóstym pojawił się siódmy, biedna Ino wyparła go już na ostatnich nogach, bo uznała, że nie będzie się rozdrabniać, i nie robiła sobie żadnych przerw pomiędzy kociakami, ot takie przepisowe 15-20 minut. Chyba chciała mi dokuczyć, bo wieczorem, po jej całodziennym chodzeniu, biadoleniu i histeryzowaniu (czop odszedł nad ranem), koło 21 powiedziałam, że mam dość tych książęcych nawyków i że to koniec, przy następnym razie umawiam się na kastrację, nie będę trzymała w hodowli kolejnej kotki rodzącej po 3 dni (ach jak te Arabico-Gatty mnie rozpuściły <lol> ), i że to koniec Ino jako kotki hodowlanej dla mnie. Po godzinie pojawił się Mr Einstein <lol> Jak ona pięknie parła i pracowała, jak ja potem te łapinki wycałowałam i ile się naprzepraszałam, to mam nadzieję, do tej kociej głowy jakoś dotarło
Mamą jest bardzo dobrą, to znaczy bez przesady, kurą domową to ja nie będę i od czasu do czasu wychodne sobie załatwię, ale generalnie bardzo szybko wskoczyła w macierzyństwo. Może to dlatego, że tak dobrze terminowała na Gato i J-kach. Najbardziej się boję przygniatania przy tej ilości, więc siedzimy z Bohdanem na zmianę i pilnujemy, ale już niedługo chyba będzie można odetchnąć, bo ona bardzo fachowo wszystkich zagarnia, i bardzo delikatnie się kładzie. Najbardziej się denerwuję, żeby tam w brzuchu nic nie zostało, bo Ino żadnego łożyska nie wypierała, wszystkie kociaki na pępowinach dyndające musiałam łapać, dwa się w ogóle urwały, w sumie trzy łożyska w Ino zostały. Po wszystkich kociętach urodziła dwa, nie jestem więc pewna, co z trzecim, podejrzewam, ze urodziła je, gdy nie patrzyliśmy zajęci reanimacją kremaczka, i zdążyła zjeść. Trochę naszej uwagi ten maluszek odwrócił. Oczywiście dostała dodatkowo oksytocynę i coś tam jeszcze na oczyszczenie macicy, i mam nadzieję, że wszystko w porządku. Na razie zachowuje się dobrze, apetyt jest, temperatura wzorcowa, nawet wczoraj wieczorem za laserkiem pobiegała. Gdzie ta chudzina tyle dzieci pomieściła, to ja do tej pory nie pojmuję...