Kicia przez dzieci nazywana jest ... Kicią. My ją określiliśmy FeTyszą w skrócie Tyszą. Przydomek wziął się z osobliwego uczucia naszej (a właściwie babcinej) kotki do.. stóp. Stopy uwielbia miziać, ocierać się o nie, uwalać, przelewać, stopą można kotkę rolować, kotłować, mierzwić, migdalić, miętolić, ugniatać. Stopa przyciąga kotkę jak magnes opiłki. Wystarczy pomachać stopą - może być oskarpecona, może być bosa - a kotka z głośnym mruczeniem zaraz się zjawia i oddaje kultowi.
Osobliwe jest to tym bardziej, że kotka (u nas przebywająca/rezydująca od roku) niekoniecznie daje się głaskać dłonią. Czuję się zaszczycona, bo i tak jestem jedyną osobą, której da się pogłaskać, posierściuchować po brzuszku.
Tyszka jest kotem bardzo nietypowym jak na kocie standardy. Totalnie naziemnym, jedynym meblem na którym cyklicznie przebywa jest nasze łóżko w sypialni, ale pod warunkiem, że ktoś się w nim znajduje - najchętniej gdy jestem to ja, czasami sypia na przykanapowym dużym pufie. Nie włazi ani na kanapy, ani na inne łóżka (dzieci - chyba że tam siedzę i usypiam maluchy czytając bajki). Nie bywa na krzesłach, fortepianie a tym bardziej blatach i stołach. Z raz ją widziałam na parapecie, ale tylko okna balkonowego. A z racji urlopu wychowawczego przebywam w domu praktycznie całe dnie.
Jest kotką cichą - poza domaganiem się nakarmienia. Nie jest kotem kolanowym zupełnie. Nie drapie mebli. Właściwie niczego nie drapie. Czasem uczepia się rogu dywanu i próbuje miętolenia z poddrapywaniem, ale sporadycznie.
Śpi w naszej sypialni pod łóżkiem, gdzie ma swoje posłanko, tamto miejsce sobie upatrzyła po przybyciu do nas i tam ma legowisko. Kufetkę ma na drugim końcu mieszkania w gabinecie, gdzie się elegancko załatwia. Jedyny epizod niszczycielski miała gdy przypadkiem, przez osobę nieświadomą wagi sytuacji, zostały kotce zamknięte drzwi do gabinetu a tym samym do kufety i były zamknięte przez ładny kawał dnia. Kotka nasikała nam w torbę podróżną męża, stojącą w sypialni. Siuśki przesiąkły w dywanik i dywanik przez pewien czas - mimo prania etc. - był mekką -o dziwo szczególnie kupkową. Dywanik wyleciał na śmietnik, temat się skończył.
Od tego incydentu pilnujemy toreb (mąż jest dziennikarzem, wszędzie walają się torby podróżne, stosowane wymiennie) i niezamykania drzwi do "kufetkowego pokoju".
Kotka jest kotem najpierw uratowanym z piwnicy i kurateli pewnego pijaczka, skąd (nie wiem czy nie kotna) trafiła do kociej-mamy, która z kolei z powodu nowotworu i szpitali zaczęła szukać dla swoich kotów (kilkanaście w dwupokojowym mieszkaniu?!) nowych właścicieli. Adoptowaliśmy kotkę 3 letnią z myślą o towarzystwie dla Babci, której kotka ukochana odeszła po 16latach. Ale ostatecznie została z nami.