Doba od wczorajszego porannego ważenia minęła, piątka przybrała w przedziałach od 13 do 17 gramów, jestem bardzo zadowolona.
Kremowy chłopczyk tuż po urodzeniu na mokro miał 95 gramów, wczoraj rano spadek do 91, i taka waga utrzymywała się do wieczora, wieczorem zaczęłam dokarmiać bardzo małymi porcjami, w tej chwili waży 99 gramów - oby to był dobry znak, bo on ciągle jest taki nieobecny. Ale cały czas trzyma się grupy, i wiem, że to jest dobre, bo jak tylko coś się dzieje, one zaraz się separują. Dziś rano przed ważeniem strzelił przeogromniastego qupala, czyli z trawieniem raczej nie powinno być problemów. Oby dał radę chłopczyna, bo główkę to ma ładniejszą od tatusiowej, chociaż czółko po Fadusikowemu do całowania już przygotowane <diabeł>
Szylkrecia ma robocze imię Misery (to Agnieszka się chciała Kingiem posiłkować w tym miocie, ale biorąc pod uwagę wygląd i wagę naszej uroczej szkrabki, nie pozostaniemy raczej przy tak nikczemnym imieniu <lol> ), jej nie dokarmiam, urodziła się z wagą 73 gramów, do wieczora spadła do 70, teraz waży 76, czyli odbiło się dziecko. Klateczka ciągle malutka, niech ona powolutku sobie rośnie, żeby płucka nadążyły. Przyrost malutki, ale samodzielny, i już bardzo ładnie potrafi się przypiąć, mam nadzieję, że i dla niej wszystko się ułoży.
Pozostała piątka doskonale sobie radzi, bijatyki w normie, jakoś tak się w miarę sprawnie wymieniają. Jeszcze dwie - trzy doby, i odetchnę pełniejszą piersią