Hej
Myślę, że Julka jest bardzo potrzebna Danielkowi Aniu-art. Tak, jak napisałaś o zazdrości o miłość, to mój syn jest i niestety będzie musiał, pozostać jedynakiem (chociaż podobno nie takie rzeczy widziała matka natura, więc kto to wie ;) ). Ja ciągle jestem zdumiona na ile mu Julka pozwala. Jak bardzo się do niego pcha i odwrotnie.
Teraz się pochorował i kaszle, to Julka prawie całą noc przesiedziała przy wezgłowiu łóżka. Jeden jego jęk, zakaszlanie i przypatrywała się mu bacznie. Rano mu się ocierała o nogi. A on do niej mówi:
jestem chory, więc Cię nie pogłaszczę ręką, bo Cię zarazić mogę <lol>
Oczywiście ma swoje kocie wady <hm> drapanie po meblach zamiast po drapaku <diabeł> (kocimiętka nie pomogła), obgryzanie moich doniczkowych kwiatków zamiast kociej trawki (i tak oto musiałam w tamtym miesiącu wszystkie rośliny wymienić na 100% nietrujące, bo Fela nigdy kwiatów nie ruszała), tłuczenie się po nocy i domaganie zabaw o 5 rano, ale nie ma kotów idealnych. Nie jest maskotką do posadzenia na półce.
Mąż nawet nieśmiało rozważał dokocenie drugim schroniskowcem z uwagi na to, że Julka źle znosi nieobecność. Wygryza sobie sierść i jej kłębki całe znajduję po domu. Raz nasikała także na łóżko, gdy nie było nas cały dzień w domu. <gwiżdże> Jednak postanowiliśmy, że nie będziemy na chwilę obecną decydować. Przed nami pierwszy dłuższy urlop i rozplanowanie opieki rodziny nad kotem. Poza tym obecnie finansowo też to odpada, ale nie zamykam sobie tej drogi na przyszłość. Wolę zostawić furtkę, gdyby się nam trafiło jakieś naprawdę biedne coś. A wtedy przynajmniej jest opcja, aby to zgarnąć z ulicy. I jeszcze kwestia tego, czy Julka by drugiego kota chciała. Fela sobie nie życzyła, u rodziców tłukła łapą przez szybę dochodzące koty
Wracając do problemu wygryzania sierści, to mój ojciec (który bardzo lubi koty) zaczął przychodzić do nas w czasie naszej nieobecności, aby trochę posiedzieć z Julką i problem ustał. Na szczęście rodzice są blisko, więc nie jest to bardzo kłopotliwe. Ale chyba dlatego Julka trafiła do schroniska. Po prostu wymaga obecności człowieka, bo inaczej sama siebie katuje.