No niestety, ja mam kocią naturę najwyraźniej, nie lubię się dzielić tym, co MOJE <lol> Mam ogromny problem z rozstaniami, i dopóki daję radę opanować towarzystwo, dopóty nie ma mowy o komitetach ani castingach, tych ostatnich zresztą nie będzie tak czy inaczej, nawet jeśli przestanę sobie radzić. O Rayi powtarzam sobie od jej urodzenia, że jest u mnie "na przechowaniu" jedynie, ale już zaczęłam pytać jak idiotka jakaś, czy tam aby zdania nie zmienili, że może jednak jej nie chcą? Nie zmienili, więc kobyłka u płota, ostatnie krycie za dwa miesiące, i koniec... Agnieszka wyprowadza się w grudniu, zabiera Clarcię, ogromna przestrzeń życiowa się dla pozostałych otworzy, z pięterkiem <lol> , więc nikt nigdzie iść nie musi... Ale nie ma się co łudzić, to koniec, bo życzę swoim kotom życia w zdrowiu i jak najdłuższego, czyli musi nieuchronnie nastąpić ta era darmozjadów, bo w nieskończoność powiększać się stada nie da, a na te kastratki, jak to Bohdan stale powtarza, w ogóle liczyć nie można, żyją i żyją, co zrobię badania, to on z nadzieją "I jak?", ja mu na to "Zdrowe", a on, "Na nikogo nie można liczyć!". Czyli po oddaniu Rayi i Clary, z tymi najmłodszymi teraz urodzonymi, zostaniemy w domu z 12 kotami. To już hardcore, nawet dla mnie, zwłaszcza, że ja jeszcze mam taki jeden planik, związany z kocurem, jutro się okaże, czy będę go realizować
Jeśli pewien mój bardzo blisko zaprzyjaźniony dom zostanie bez zwierząt (bo na to się zapowiada), i będzie mu to doskwierać, to jeszcze to jedno miejsce ma obiecanego przyjaciela ode mnie. Ale to wszystko.
Na resztę będę pracować do śmierci chyba <lol> 12 ładna liczba, chyba, że ten planik się uda, to 13, czyli jeszcze lepsza <lol>