Lecą fotki:
Całą drogę do Warszawy płakał. Musiałam obrócić transporter tak, by kratka nie była na wprost mojej ręki bo wystawiał łapki i chciał za mnie biegi przestawiać
W domu już się uspokoił, leżał w transporterze i średnio chciało mu się wyjść. Trochę mu pomogłam zachęcając zabawkami. Rozglądał się ze zdziwieniem i zaczął zwiedzanie wszystkiego po kolei. Z początku bał się każdego dźwięku (np. gdy lodówka się włączała) i zmykał pod kanapę. Upatrzył sobie to miejsce, więc przysunęłam mu tam miski i kuwetę. Denerwowałam się, że nic nie pije i szłam spać z niepewnością czy on w ogóle ogarnia gdzie ma kuwetę (zachowywał się jakby się jej bał, ale widziałam, że w hodowli też korzystał z krytej. Drzwiczki były podniesione na stałe, ale ostatecznie i tak na noc zdjęliśmy całą pokrywę).
Kociołek spał do wieczora pod kanapą, co jakiś czas wychodząc i zwiedzając lub zagadując mnie. Gdy to robił patrzył w oczy i wyglądał jakby się żalił, ale wystarczyło go wtedy pomiziać i zaczynał mruczeć i przez jakiś czas nie płakał
Wieczór upłynął na zabawie piłkami i wędką z kolorowymi piórkami. Wczoraj i dziś próbowałam zabawiać go też takim latającym ptaszkiem z piórek, ale się go boi, fuczy za zabawkę i ucieka. Daję spokój z tym ;)
Noc była niełatwa bo maluch strasznie potrzebował uwagi, uparcie próbowałam wchodzić nam pod same twarze i do nas gadał. Niestety, mimo iż najpierw planowaliśmy go zdecydowanie ściągać z łóżka i np. sadzać na legowisko na parapecie, mały i tak dążył do rozbudzenia nas w bardzo bezwzględny sposób. Było nam go żal, ale musieliśmy się nieco zabarykadować
Metoda dla nas bolesna bo mamy "miętkie" serca, ale nauczona doświadczeniem wiem co się dzieje, gdy zwierzakowi pozwala się na wszystko czego chce gdy jest mały i słodki i płacze (mieliśmy kiedyś yorka, jako maleństwo płakała pod łóżkiem i zmiękczała serce domowników. Potem zawsze spała w łóżku, i na wielu płaszczyznach wszystkich ustawiała). Gdyby on chociaż zechciał spać, to może byśmy go tak nie odizolowali, ale on był gotów płakać dopóki nie zaczęło się go głaskać lub zabawiać (a trzeba żyć i trochę się wyspać do pracy). Całe szczęście nasza okrutna metoda zdała egzamin i maluch po paru minutach płakania za barykadą poszedł spać do salonu
Wstałam ze dwa razy w nocy, żeby sprawdzić czy jest ok i przy okazji zamknąć okna, żeby się kocioł burzy nie bał <lol> i smacznie spał, a jak mnie widział i słyszał to leciał się miziać.
Rano został wybawiony i nakarmiony saszetką od Kasi z hodowli. Wylizał galaretkę, mięsko tak sobie. Dałam mu tylko pół, a i tak wszystkiego nie zjadł.
Uspokoiłam się bo widziałam, że dwa razy sika w kuwetę. Cieszy mnie to, a jednocześnie martwi fakt, że nie widziałam, żeby pił wodę.
Na szczęście coś tam je, wczoraj indyka, dziś trochę saszetki. Suchego zjadł kilka ziarenek.
Kupy nie było, ale trochę się nie dziwię skoro tak mało je. Z drugiej strony to taki mały kotek, że jak wyobrażam sobie jaki ma żołądek, to się nie dziwie, że dużo nie zjada. No cóż, mam nadzieję, że jest mądry i nie da się zagłodzić i odwodnić mając non stop suche i wodę + 2x dziennie mokre...
A co do samego Funfla, to jest totalnie miłym i towarzyskim kotem! Uwielbia za nami łazić, uwielbia kłaść się na podłodze pod stopami. Przy zabawie ręką jest bardzo delikatny i bardziej nas dotyka swoją łapką niż drapie, no i nie wgryza się nam w ręce. No i czasem wymusza zainteresowanie nim, ale jak się go oleje to po chwili odpuszcza i zajmuje się sobą.
Teraz sobie smacznie śpi i widać, że czuje się u nas coraz lepiej. Jadąc samochodem spodziewałam się, że będzie mu bardzo ciężko się zaklimatyzować, ale jednak nie jest źle :-)
Aaa! Najlepsze jest to, że bał się lustra <lol> Mamy w korytarzu wielką lustrzaną szafę i jak widział mnie i siebie w odbiciu to panika, a potem zaciekawienie i jakoś te odbicia zaakceptował <lol>