Kasik
Weterynarz zdiagnozował koci katar, Wafel jest naprawdę mocno zapchany. Gdy przywieźliśmy go do domu zauważyłam, że on ciągle kicha (tego samego wieczoru), ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to może być objaw choroby. Poza tym sapał i chrapał. W międzyczasie poczytałam o tym kichaniu i po tygodniu pojechaliśmy do weta nr 1, gdzie Wafel dostał tabletkę na odrobaczenie. Spytałam wtedy o ten katar i dowiedziałam się, że do kociego kataru mamy "jak stąd na księżyc", mimo, że z oczkami też wyraźnie coś się działo (mała kropelka ropna). A Wafel nadal kichał i furkotał. Po 10 dniach poszłam na kolejne odrobaczenie, w lecznicy była inna pani weterynarz. Ta katar rozpoznała, ale nie zaleciła nic, nawet wspomagaczy (o lizynie i Immunodolu dowiedziałam się tu, od dziewczyn, za co serdecznie dziękuję
), za to kazała za 2 dni przyjść na szczepienie.
Tak trafiłam do weta nr 2, który stwierdził, że strasznie długo to trwa, że kot ma zawalone górne drogi oddechowe i wdrożył leczenie.
Co do hodowli - mnie uderzyło to, że w tym mieszkaniu było po prostu brudno, ale nie jakiś bałagan, tylko brudno. Śmierdziało, no ale pomyślałam - tyle kotów, nie znam się. Zresztą Wafla od razu pokochaliśmy
I teraz, jak trafiłam do weta nr 2 i powiedziałam, z której kot jest hodowli, to dowiedziałam się, że każdy kot z tej hodowli, z którym wet miał do czynienia, był chory na koci katar. Bo to duża hodowla na małym metrażu. No i kot miał strasznie brudne uszy, aż czarne.