: 25 lut 2012, 19:09
<lol> Moja Holly dokładnie tak zwiewa jak widzi podanie tabletki Bibi, dlatego zaczynam od niej <lol>Anka pisze:A widziałyscie tego czarnego, jak przezornie szybcikiem zwiewał?? <rotfl>
Forum o kotach, nie tylko brytyjskich, ich ludziach, i innych interesujących sprawach.
https://stareforum.pl/
<lol> Moja Holly dokładnie tak zwiewa jak widzi podanie tabletki Bibi, dlatego zaczynam od niej <lol>Anka pisze:A widziałyscie tego czarnego, jak przezornie szybcikiem zwiewał?? <rotfl>
u mnie to jest wielki lamentSonia pisze:Podziwiam, u mnie to sobie nie wyobrażam podania tabletki <shock>
Terry Pratchett-Kot w stanie czystym pisze: Choćby kot był całkiem zdrowy, zawsze nadejdzie chwila, kiedy trzeba mu podać tabletkę. Och, jak mądrze kiwamy głową, jak wyglądamy na odpowiedzialnych, zatroskanych właścicieli, kiedy weterynarz podaje nam małe pudełka (jedna szara co pięć dni, potem brązowa po dziesięciu dniach, czy może na odwrót?). Niegdyś wszyscy byliśmy naiwni i sądziliśmy, że przecież kocia karma i tak pachnie jak coś wygrzebanego z dna sadzawki. Kot w żaden sposób nie zauważy, jeśli pokruszymy trochę to paskudztwo i wymieszamy z jedzeniem...
Gdy mądrzejemy, naturalnie, odkrywamy, że przeciętny Prawdziwy kot ma kubeczki smakowe, przy których najbardziej złożony, sterowany komputerowo system sensoryczny przypomina raczej człowieka z ciężkim katarem. Kot potrafi na kilometr wyczuć jedną obcą molekułę (próbowaliśmy podzielić podejrzaną karmę na połowy i dodać świeżej z puszki, i powtarzaliśmy to, aż wszystko zaczęło przypominać słynny francuski eksperyment z pamięcią wody i w ogóle, przecież w misce nie mogło już zostać nic z tej pigułki, ale Prawdziwy kot wiedział).
Potem nadchodzi faza realistyczna ("W końcu, z czysto geometrycznego punktu widzenia, kot to tak naprawdę tylko rura z zaworem u góry").
Bierzemy pigułkę do ręki, kota do drugiej...
Ehm...
Bierzemy pigułkę, drugą ręką trzymamy dużą ścierkę z wystającą po jednej stronie wściekła głową kota. Trzecią ręką rozwieramy małe szczęki, wciskamy pigułkę, zaciskamy pyszczek, a czwartą ręką łaskoczemy w gardło, aż cichy odgłos przełykania zaświadczy, że tabletka poszła w dół.
Chcielibyście.
Nie poszła w dół. Ponieważ skierowała się w bok. Prawdziwe koty mają ukryte pod policzkami sakwy, przeznaczone specjalnie na takie rzeczy. Prawdziwy kot może wziąć pigułkę, zjeść coś, a potem wypluć ją trochę wilgotną z dźwiękiem, który - gdyby działo się to w komiksie - prawdopodobnie zostałby opisany jako "ptfuj!".
Ważne jest, by uniknąć trzeciej fazy, która zasadniczo składa się z Człowieka, Bestii i Leku zwartych w dynamicznym starciu i która powinna być raczej rzeźbiona niż opisywana (jak np. "Człowiek podający Kotu Pigułkę" Rodina).
Czwarta faza zależy już tylko od was. Zwykle na tym etapie kot prezentuje nowo odzyskaną chęć życia, czyli można właściwie uznać kurację za udaną. Czasami skuteczne bywa rozkruszenie pigułki, zmieszanie jej wodą i podanie łyżeczką. Znajomy właściciel Prawdziwego kota sugeruje, żeby zgnieść przeklęty obiekt na proszek (pigułkę, nie kota, choć w fazie czwartej ten pomysł wyda się wam atrakcyjniejszy), zmieszać z odrobiną masła i rozsmarować zwierzakowi na łapie. Podobno zawsze działa, ponieważ odwieczny instynkt nakazuje kotu wylizać się do czysta. Dokładniejsze przesłuchanie ujawniło, że znajomy właściciel sam tego nie próbował, wydedukował tylko na podstawie studiów teoretycznych (jest inżynierem, co wyjaśnia sprawę). Nasz pogląd jest raczej taki, że zwierzę, które woli zginąć z głodu albo się udusić, byle tylko nie połknąć lekarstwa, nie będzie miało żadnych problemów z brudną łapą.