Miot E-Bis (?): Clara i Fado
- Dorszka
- Administrator
- Posty: 6057
- Rejestracja: 22 lis 2008, 23:59
- Płeć: Kobieta
- Skąd: Wrocław
- Kontakt:
Miot E-Bis (?): Clara i Fado
Nie wiem jeszcze, czy będzie o czym pisać, ale ponieważ u "Starych" bardzo się temat, ku mojemu zdumieniu, rozwija, otwieram - kiedyś się w końcu przyda
To było krycie stulecia, przynajmniej dla mnie <lol> Clara nie należy do kotek łatwych, z Lilakiem to już jak starzy znajomi, więc się nie dzieje już nic szczególnego między nimi, ale nowy facet to zupełnie co innego.
Ruję Clara dostała dokładnie 9 grudnia, oczywiście w przedzień porodu. Następnego dnia poród, potem kolejny, opieka nad kociakami - sami wiecie z innych wątków. Poprzeklinałam w duchu, porozpaczałam i stwierdziłam że trudno, ta ruja przepadnie, spróbujemy przy następnej. Ponieważ nos Fado ciągle cenny, bo jeszcze parę razy chciałabym go pokazać, nie zdecydowałam się puścić kotów "na żywioł", może gdyby Fado miał jakieś prawdziwe doświadczenie, a nie z takimi cielętami jak Arabica i Gatta, to jeszcze...
W każdym razie przebolałam, bo na pilnowanie i prowadzenie kotów nie mogłam sobie pozwolić, musiałam pilnować maleństw, i tak to się ciągnęło, Clara wyła w sąsiednim pokoju dzień po dniu ( a ona głos ma konkretny, cała jest konkretna, i seks też "na ostro" <lol> ), a ja klęłam na czym świat stoi, że nie mogła trochę poczekać. W poniedziałek był już piąty dzień rui, w poniedziałek też dostawiłam ostatnie kociaki. Ponieważ ona nadal się domagała, postanowiłam dokonać pierwszej próby, właściwie nie liczyłam na nic, ale pomyślałam, że dobrze by było przeprowadzić koty przynajmniej przez etap zapoznawania się. Ci, co znają mnie dłużej, wiedzą, że nie do końca zgadzam się, że należy koty i ich sprawy zostawić swojemu biegowi, i że jakoś sie rozwiążą - to jak z dziećmi, też można zostawić w piaskownicy swojemu biegowi, i te silniejsze po prostu będą gnębić te mniejsze, czasami już na zawsze. Zapoznanie zrobiłam w przedpokoju, niby terenie znanym obu kotom, ale przez żadne nie zajmowane - taka "ziemia niczyja".
W pierwszej chwili myślałam, że niepotrzebnie sie martwiłam - Fado zaciekawiony, Clara wyposzczona, koty sie zbliżyły, obwąchały noski, miauknęły. I wtedy nastąpiło to, co Clara zawsze robi wobec obcych kotów, ot tak na wszelki wypadek - machnęła łapą. Klockowaty Fado zrobił się nie do poznania - najwyraźniej na temat swojego nosa ma zdanie dokładnie takie samo, jak ja, bo z szybkością, o jaką w ŻYCIU bym go nie podejrzewała, schylił ten swój wielki łeb i łapa przeleciała górą. W przelatującej łapie nie było nawet pazurów, ale Fado po prostu wpadł w szał. Jego łapa to dopiero było coś! Na to oczywiscie Clara się uśmiechnęła pełnym garniturem, i próbowała go przegonić, no wiecie, ona 4 kg jego prawie 7. Fado stwierdził, że po prostu zabije ją smiechem, a wkażdym razie jego garnitur zębowy zdecydowanie przeważył, i koty po prostu zaczęły mi fruwać po przedpokoju, jak te walczące kocury, które wstawiliście na którymś filmiku <strach> Nie wiedziałam, które łapać, w ogóle nie było co łapać, bo miałam w przedpokoju niebiesko-kremową kulę odbijającą się jak piłka od podłogi, po czym Clara się z tego miłosnego uścisku wyrwała i zwiała do kuchni na parapet. Fado wojownik, Fado się nie poddaje, Fado za nią, niech SOBIE NIE MYŚLI. Zatrzymał sie pod tym parapetem i widzę, że kombinuje, jakby ją z niego ściągnąć, nie uszkadzając oczywiście nosa, więc mu mówię mój kochany, z takimi manierami do KOBIETY, nawet kapryśnej, to nie ma mowy <diabeł> Poszedł biedak do więzienia w postaci transportera zamkniętego, a Clara została na wolności.
Po 3 godzinach odsiadkę zaliczyła Clara. Fado krążył wokół jak zły duch, a ona skulona w środku z oczami jak pięciozłotówki uśmiechała się od czasu do czasu.
Potem znowu on.
A potem znowu ona. Potem Clara wróciła na swoje włości, bo stwierdziłam, że już na pewno było za późno po prostu, ale przez noc znów zaczęła śpiewać, więc rano we wtorek wróciła do więzienia. Potem Fado. Potem wyszłam z domu, wracam, a koty rozdzielone. Pytam dlaczego - a Arek na to, że Fado wyszedł z transportera, więc wolał usunąć Clarę, bo nie wiedział, czy mogą zostać razem. Ja na to jak to wyszedł a oni że nie wiedzą, bo nie widzieli, ale jak weszli do kuchni, to siedział na krześle mył sobie łapy. Pytam, czy się pobili - nie, Clara leżała i spała na drugim krześle, ale się bali, co powiem na to wszystko po powrocie ( <strach> ), i Clarę wynieśli.
Sprawdzam Clarę, wygina sie ciągle, więc znów ją ciągnę do kuchni, jedno do transportera. Fado od razu przyszedł i przywarował przy kratce. O, myślę sobie, idzie ku dobremu, ruja się co prawda skończy lada moment, ale przynajmniej koty zaznajomione będą. Potem Fado do transportera, Clara pokręciła sie, pośpiewała, poczołgała dla zrobienia lepszego wrazenia, i też z nosem przy kratce zaległa. Postanowiłam spać w kuchni z nimi (tam też mamy antresolę), położyłam się, po chwili usłyszałam jakieś szuranie i trzeszczenie w transporterze - mówię "Fado, jeszcze trochę, za godzinę Cię wypuszczę, i juz tam nie wrócisz, to ostatnia tura", a za 15 minut czuję na policzku ten jego okropny, obśizgły nos, i gruchanie i wąsy mnie gilgoczą - myślałam, że mi się śni, zapalam światło, a Fado obok leży i patrzy - szok, transporter wygląda na cały, a ten na zewnątrz. Nie wiem, jak się wydostał, myślę, że "rozparł" go po prostu i kratka się obluzowała.
Najważniejsze było to, ze przeszedł obok Clary nie zwracając na nią uwagi, ona na niego też - więc już ich zostawiłam. Całą środę ((7. dzień rui) byli już razem bez separowania, Clara roztańczona i uwodząca, jej poniżenia nie będę tu opisywała, bo było OGROMNE, czego nie wyczyniała przed tą kremową małpą, to nie do opisania - a on nic, ot coś tam powąchał, popatrzył z politowaniem, i przychodził sie miziać.
Nawet go nasadzić próbowałam, ale on nic, popatrzył z góry na Clarę, a ta już z nadzieja w oku grucha i wypina się, jakby kregosłup miał jej się złamać, a ten gamoń nic, popatrzył, zlazł, i poszedł do misek, i z pretensją do mnie, że puste!
No i tak upłynęła środa, ja zrezygnowana i mówię wszystkim, żeby zwracali uwagę na Clarę, bo jak jej sie ruja skończy, to Fado przestanie byc atrakcyjny, i żeby ten jego nos mieli na uwadze - przygotowałam kolację i poszlismy oglądać film. Jak robiłam tę kolację, Fado zaczął gruchać. Wymył Clarze uszka. Polizał po umęczonej główce. Położył sie obok. Znowu zagruchał.
W połowie filmu postawił nas na nogi taki wrzsask, jakiego jeszcze w życiu nie słyszałam. To była moja 4 kotka dopiero, jesli chodzi o krycie, ale to przechodziło wszelkie wyobrażenia. Biegiemy do kotów, a tam Fado pazurki sobie niby obgryza i patrzy na Clarę, froterującą podłogę.
Znów z nimi spałam, radośnie licząc "ile razy".
Fado się bardzo dużo przy Clarze nauczył. Że trzeba być cierpliwym. Że nie każde machnięcie łapą groźne i nie trzeba od razu się bić <lol> Tak szybkiego to ja go jeszcze nigdy nie widziałam - samo krycie to pikuś, bo Clara naprawdę jak baranek, i przymilała się, i prosiła, ale ten moment "po", kiedy kocur schodzi, to w jej przypadku prawdziwy sport ekstremalny!
W każdym razie kryli się dobę, do czwartku wieczorem, z przerwą w ciągu dnia, kiedy Clara padła ze zmęczenia - w piątek było juz po rui właściwie. Więc nie wiem, czy coś z tego będzie, bo krycie było w 7-8 dobie rui, ale wiem już, że jeśli nie tym razem, to następnym powinno sie udać
Na razie cycuchy zaczynają się różowić, ale to nic nie znaczy, bo krycia były, i cały łańcuch ciążowy ruszył - nawet, jeśli nie doszło do zapłodnienia, do następnej rui będę czekać 7-8 tygodni, z taką "fałszywą ciążą" na początku. Ale może się jednak udało
To było krycie stulecia, przynajmniej dla mnie <lol> Clara nie należy do kotek łatwych, z Lilakiem to już jak starzy znajomi, więc się nie dzieje już nic szczególnego między nimi, ale nowy facet to zupełnie co innego.
Ruję Clara dostała dokładnie 9 grudnia, oczywiście w przedzień porodu. Następnego dnia poród, potem kolejny, opieka nad kociakami - sami wiecie z innych wątków. Poprzeklinałam w duchu, porozpaczałam i stwierdziłam że trudno, ta ruja przepadnie, spróbujemy przy następnej. Ponieważ nos Fado ciągle cenny, bo jeszcze parę razy chciałabym go pokazać, nie zdecydowałam się puścić kotów "na żywioł", może gdyby Fado miał jakieś prawdziwe doświadczenie, a nie z takimi cielętami jak Arabica i Gatta, to jeszcze...
W każdym razie przebolałam, bo na pilnowanie i prowadzenie kotów nie mogłam sobie pozwolić, musiałam pilnować maleństw, i tak to się ciągnęło, Clara wyła w sąsiednim pokoju dzień po dniu ( a ona głos ma konkretny, cała jest konkretna, i seks też "na ostro" <lol> ), a ja klęłam na czym świat stoi, że nie mogła trochę poczekać. W poniedziałek był już piąty dzień rui, w poniedziałek też dostawiłam ostatnie kociaki. Ponieważ ona nadal się domagała, postanowiłam dokonać pierwszej próby, właściwie nie liczyłam na nic, ale pomyślałam, że dobrze by było przeprowadzić koty przynajmniej przez etap zapoznawania się. Ci, co znają mnie dłużej, wiedzą, że nie do końca zgadzam się, że należy koty i ich sprawy zostawić swojemu biegowi, i że jakoś sie rozwiążą - to jak z dziećmi, też można zostawić w piaskownicy swojemu biegowi, i te silniejsze po prostu będą gnębić te mniejsze, czasami już na zawsze. Zapoznanie zrobiłam w przedpokoju, niby terenie znanym obu kotom, ale przez żadne nie zajmowane - taka "ziemia niczyja".
W pierwszej chwili myślałam, że niepotrzebnie sie martwiłam - Fado zaciekawiony, Clara wyposzczona, koty sie zbliżyły, obwąchały noski, miauknęły. I wtedy nastąpiło to, co Clara zawsze robi wobec obcych kotów, ot tak na wszelki wypadek - machnęła łapą. Klockowaty Fado zrobił się nie do poznania - najwyraźniej na temat swojego nosa ma zdanie dokładnie takie samo, jak ja, bo z szybkością, o jaką w ŻYCIU bym go nie podejrzewała, schylił ten swój wielki łeb i łapa przeleciała górą. W przelatującej łapie nie było nawet pazurów, ale Fado po prostu wpadł w szał. Jego łapa to dopiero było coś! Na to oczywiscie Clara się uśmiechnęła pełnym garniturem, i próbowała go przegonić, no wiecie, ona 4 kg jego prawie 7. Fado stwierdził, że po prostu zabije ją smiechem, a wkażdym razie jego garnitur zębowy zdecydowanie przeważył, i koty po prostu zaczęły mi fruwać po przedpokoju, jak te walczące kocury, które wstawiliście na którymś filmiku <strach> Nie wiedziałam, które łapać, w ogóle nie było co łapać, bo miałam w przedpokoju niebiesko-kremową kulę odbijającą się jak piłka od podłogi, po czym Clara się z tego miłosnego uścisku wyrwała i zwiała do kuchni na parapet. Fado wojownik, Fado się nie poddaje, Fado za nią, niech SOBIE NIE MYŚLI. Zatrzymał sie pod tym parapetem i widzę, że kombinuje, jakby ją z niego ściągnąć, nie uszkadzając oczywiście nosa, więc mu mówię mój kochany, z takimi manierami do KOBIETY, nawet kapryśnej, to nie ma mowy <diabeł> Poszedł biedak do więzienia w postaci transportera zamkniętego, a Clara została na wolności.
Po 3 godzinach odsiadkę zaliczyła Clara. Fado krążył wokół jak zły duch, a ona skulona w środku z oczami jak pięciozłotówki uśmiechała się od czasu do czasu.
Potem znowu on.
A potem znowu ona. Potem Clara wróciła na swoje włości, bo stwierdziłam, że już na pewno było za późno po prostu, ale przez noc znów zaczęła śpiewać, więc rano we wtorek wróciła do więzienia. Potem Fado. Potem wyszłam z domu, wracam, a koty rozdzielone. Pytam dlaczego - a Arek na to, że Fado wyszedł z transportera, więc wolał usunąć Clarę, bo nie wiedział, czy mogą zostać razem. Ja na to jak to wyszedł a oni że nie wiedzą, bo nie widzieli, ale jak weszli do kuchni, to siedział na krześle mył sobie łapy. Pytam, czy się pobili - nie, Clara leżała i spała na drugim krześle, ale się bali, co powiem na to wszystko po powrocie ( <strach> ), i Clarę wynieśli.
Sprawdzam Clarę, wygina sie ciągle, więc znów ją ciągnę do kuchni, jedno do transportera. Fado od razu przyszedł i przywarował przy kratce. O, myślę sobie, idzie ku dobremu, ruja się co prawda skończy lada moment, ale przynajmniej koty zaznajomione będą. Potem Fado do transportera, Clara pokręciła sie, pośpiewała, poczołgała dla zrobienia lepszego wrazenia, i też z nosem przy kratce zaległa. Postanowiłam spać w kuchni z nimi (tam też mamy antresolę), położyłam się, po chwili usłyszałam jakieś szuranie i trzeszczenie w transporterze - mówię "Fado, jeszcze trochę, za godzinę Cię wypuszczę, i juz tam nie wrócisz, to ostatnia tura", a za 15 minut czuję na policzku ten jego okropny, obśizgły nos, i gruchanie i wąsy mnie gilgoczą - myślałam, że mi się śni, zapalam światło, a Fado obok leży i patrzy - szok, transporter wygląda na cały, a ten na zewnątrz. Nie wiem, jak się wydostał, myślę, że "rozparł" go po prostu i kratka się obluzowała.
Najważniejsze było to, ze przeszedł obok Clary nie zwracając na nią uwagi, ona na niego też - więc już ich zostawiłam. Całą środę ((7. dzień rui) byli już razem bez separowania, Clara roztańczona i uwodząca, jej poniżenia nie będę tu opisywała, bo było OGROMNE, czego nie wyczyniała przed tą kremową małpą, to nie do opisania - a on nic, ot coś tam powąchał, popatrzył z politowaniem, i przychodził sie miziać.
Nawet go nasadzić próbowałam, ale on nic, popatrzył z góry na Clarę, a ta już z nadzieja w oku grucha i wypina się, jakby kregosłup miał jej się złamać, a ten gamoń nic, popatrzył, zlazł, i poszedł do misek, i z pretensją do mnie, że puste!
No i tak upłynęła środa, ja zrezygnowana i mówię wszystkim, żeby zwracali uwagę na Clarę, bo jak jej sie ruja skończy, to Fado przestanie byc atrakcyjny, i żeby ten jego nos mieli na uwadze - przygotowałam kolację i poszlismy oglądać film. Jak robiłam tę kolację, Fado zaczął gruchać. Wymył Clarze uszka. Polizał po umęczonej główce. Położył sie obok. Znowu zagruchał.
W połowie filmu postawił nas na nogi taki wrzsask, jakiego jeszcze w życiu nie słyszałam. To była moja 4 kotka dopiero, jesli chodzi o krycie, ale to przechodziło wszelkie wyobrażenia. Biegiemy do kotów, a tam Fado pazurki sobie niby obgryza i patrzy na Clarę, froterującą podłogę.
Znów z nimi spałam, radośnie licząc "ile razy".
Fado się bardzo dużo przy Clarze nauczył. Że trzeba być cierpliwym. Że nie każde machnięcie łapą groźne i nie trzeba od razu się bić <lol> Tak szybkiego to ja go jeszcze nigdy nie widziałam - samo krycie to pikuś, bo Clara naprawdę jak baranek, i przymilała się, i prosiła, ale ten moment "po", kiedy kocur schodzi, to w jej przypadku prawdziwy sport ekstremalny!
W każdym razie kryli się dobę, do czwartku wieczorem, z przerwą w ciągu dnia, kiedy Clara padła ze zmęczenia - w piątek było juz po rui właściwie. Więc nie wiem, czy coś z tego będzie, bo krycie było w 7-8 dobie rui, ale wiem już, że jeśli nie tym razem, to następnym powinno sie udać
Na razie cycuchy zaczynają się różowić, ale to nic nie znaczy, bo krycia były, i cały łańcuch ciążowy ruszył - nawet, jeśli nie doszło do zapłodnienia, do następnej rui będę czekać 7-8 tygodni, z taką "fałszywą ciążą" na początku. Ale może się jednak udało
-
- Posty: 492
- Rejestracja: 30 cze 2009, 16:34
- Kontakt: