Teraz już mogę trochę na spokojniej. Niebieski Krzykacz chyba wyszedł na prostą, teraz zaciskajcie za liliowego, bo on wydaje mi się bardziej zagrożony. Mniej przybiera, i generalnie jest z niego większy leń przy sutkach, przy tym wydaje mi się, że oddech ma cięższy i bardziej nerwowy. Może przeczulona jestem, ale zachłyśnięcie zawsze zabierało mi z każdego miotu jednego kociaka, więc i teraz bardzo się martwię.
Poród był bardzo długi, i tylko bardzo dobrej kondycji Clary zawdzięczam , że nie skończyło się żadnym cięciem. To, co zawsze doprowadza mnie do rozpaczy, czyli jej bardzo skąpy apetyt, w takich przypadkach jest bezcenne - nie ma na niej ani grama zbędnego tłuszczu, i jest bardzo sprawna, Borgia przy niej to niezdarna klucha. Po bardzo długim czekaniu od rozpoczęcia akcji, kontrolne RTG, żeby sprawdzić, czy coś się nie zaklinowało. Brzuch ciągle twardy, czyli akcja nadal trwała, zdecydowaliśmy więc z lekarzami, że czekamy dalej.
Po kilku godzinach i bardzo długim i ciężkim wypieraniu, pokazał się pierwszy kotek, a właściwie nie kotek, tylko to wszystko, w czym powinien sie znajdować, i wyjaśniła się tajemnica tak długiego czekania - pierwszy kotek rodził się martwy, bez błon płodowych, błony przed nim. Takie ułożenie najczęściej kończy sie cięciem, ponieważ kotka nie jest w stanie wypchnąć takiego kociaka. Jeśli jeszcze przed nim znajdują się błony, itp, tym gorzej - po pierwsze, to ruchy kociaka pobudzają akcję porodową, po drugie, jeśli nie ma "tarana", przepychanie najczęściej kończy się utknięciem, jeśli jeszcze dodatkowo kociak rodzi się beż błon, po prostu "przykleja się" do dróg rodnych. Próby reanimacji, chociaż rozsądek mówił, że bez szans (potwierdziła to później sekcja), i znów trudna decyzja co robić z pozostałą dwójką. I kochany, wspierający lekarz, który powiedział, że dopóki akcja jest poprawna, nie należy przeszkadzać. I rzeczywiście miał rację, pozostała dwójka urodziła się już ekspresowo, ale ponieważ sam poród był długi, są pod specjalnym nadzorem.
Lilaczek przysysa się za każdym razem, kiedy Clara układa się do karmienia, ale nie ssie tak "zaborczo" jak niebieściuch, i już widać to w przyrostach wagi. Mam nadzieję, że tym razem natura nie każe mi znów płakać nad utraconym kociakiem.
pantera pisze:Dorotko, a jak Borgia zareagowałą na maluszki ?
To jest najlepsze, Borgia SIĘ ICH BOI
Zareagowała dokładnie tak samo, jak przed laty Arek, gdy wróciłam ze szpitala z Agnieszką - najpierw z radością wybiegł mi na spotkanie, popatrzył na zawiniątko (Agnieszka urodziła się na końcu listopada, więc była dokładnie opatulona), a jak zaczęłam rozwijać, zakwiliła, i wtedy Arek zwiał do drugiego pokoju. Borgia jest BARDZO zainteresowana, kiedy po porodzie pilnowałam Clary, siedziała przy mnie i gapiła się jak w telewizję. Podchodzi, wącha, najbardziej cieszy mnie, że Clara jej nie odgania, wsadza łeb do porodówki, ale jak zaczną popiskiwać, to z miną ciężko przerażoną ostrożnie się wycofuje. Bardzo jestem ciekawa, co będzie dalej, a jeszcze bardziej, co się stanie, jak to Borgia będzie miała kocięta - z relacji miedzy nimi panujących podejrzewam, że Clara będzie być może chciała "zgarnąć" kociaki dla siebie