
Czekamy w napięciu od wtorku, a właściwie już w niedzielę przy Ino wpadłam w panikę, że i Gatta weźmie się do roboty. Na szczęście po krótkiej przepychance w porodówce stwierdziła, że jednak poczeka. Od wtorku już pełna gotowość, a tu nic, więc przeliczyłam wszystko jeszcze raz, wyszło, że termin jednak na środę, więc w środę już 150% gotowości, a tu nic. Dobrze, czekamy dalej, minął czwartek, kilka razy już, już się rozkręcała, ale jak tylko usłyszała dźwięk otwieranej puszki bądź stuk talerzyka o podłogę, od razu jej mijało. Wczoraj wieczorem jakoś tak nie poderwała się do pogoni za muchą, jakaś taka leżała cichutka, znaczy zbiera się. O 11 wieczorem zaczął odchodzić czop, czyli gotowość na 200%. Nie zmrużyłam oka, bo tu przecież konflikt, więc siedzę z nią, ona popiera sobie od czasu do czasu, ale nadal nic. I tak do 8 rano, załamka po prostu, mówię jej, Gatta, jak mogłaś być tak podła, mogłam sobie spokojnie noc przespać...

Ostatnie kociątko dosłownie wyrwałam, bo wysupłało się z błon, szło oczywiście tyłem, za nóżki dało się wyciągnąć szalejącej z bólu Gattuli tylko do głowy, jak wyciągnęłam resztę, lepiej nie pytać. Ale udało się wydobyć, i udało się ożywić, i chociaż kociątko jeszcze niemrawe, stara się dossać do sutków. A u Ino łatwo o jedzenie, bo cycuszki już rozpracowane po 4 dobach, więc mleko leci dobrze, i cała piątka, bo tyle się, jak zwykle zresztą, w Gattulowym brzuchu kociątek ukrywało, od razu pięknie pije. Wagi też przyzwoite, bo od 92 do 100 gramów. Trzymajcie więc kciuki, szczególnie za ostatniego sierotka, który zresztą urodził się właśnie największy, czyli 100 gramowy.
Nie znam płci, w ogóle nie patrzyłam, to znaczy co do dwóch kociątek nie ma wątpliwości, bo jedno to niebieska trikolorka, którą już kocham miłością ogromną, i niebieski bik, czyli chłopiec. Oprócz nich mamy jeszcze kocię kremowe, i dwa kremowe bikolory, jeden z nich to na pewno dziewczynka, druga pretendentka do mojego serca, zobaczymy , przy kim zostanie <serce>