Przewożenie kota w aucie - pasy bezpieczeństwa/transporter
: 05 sie 2015, 13:10
Nie znalazłam wątku na ten temat, a staje się dla mnie tematem do poważnych rozważań ze względu na stres, który przynosi mojemu kotu podróż samochodem. Jeśli zaśmiecam baaardzo proszę o przekierowanie mnie do odpowiedniego wątku.
Edi od pierwszej podróży (krótkiej - 15 min samochodem od hodowcy do domu) miauczy żałośnie i miota się po transporterze podczas jazdy, przy próbie głaskania czy kontaktu gryzie i drapie - w domu nigdy tego nie robi, nigdy nie machnął łapą na nikogo. Jest to spory stres dla nas, ale jeszcze większy dla niego - całą drogę urządza sceny rozpaczy, jest rozdrażniony, próbuje się wydostać z transportera, jednak dzieje się to jedynie w trakcie jazdy. Podczas przenoszenia go w samym transporterze - do klatki, z klatki - miauki momentalnie cichną, a Edi spokojnie w nim leży. Sam transporter zazwyczaj stoi schowany, ale gdy go wyciągamy przed podróżą Edi samodzielnie do niego wchodzi, wręcz wygląda na to, że go lubi - wrzuca zabawki, wyciąga je, sam się chowa, a w obcym miejscu traktuje go jak schronienie przed intruzami (każdy ma bezwzględny zakaz zbliżania się do transportera w momencie, gdy znajduje się w nim kot i nawet dzieci szanują tą dyspozycję <pokłon> ).
W dłuższej trasie, a nawet w drodze do weterynarza, gdzie kot i tak jest narażony w dalszej części dnia na stres jest to ciężkie, bo wiadomo - jest już lekko rozdrażniony i zaczyna się buntować. Nie chciałabym jednak zrobić Ediemu krzywdy przewożąc go poza transporterem, bez zabezpieczeń, dlatego tematem moich rozważań zaczęły być pasy bezpieczeństwa, jako kompromis. Czy ktoś z Was stosuje takowe? Czy sprawdzają się podczas jazdy?
Z obserwacji Ediego największy stres towarzyszy mu podczas ruszania i hamowania samochodu - tak, jakby nie potrafił się sam utrzymać w miejscu w transporterze (ma tam zainstalowaną poduszkę, która się nie ślizga, a jednak on cały się porusza). Dla jasności - nie mamy 500 KM pod maską i nie jest to rozpęd w 5 sekund do 200km/h wręcz staramy się ruszać powoli i hamować powoli. Stąd pomyślałam o pasach, nawet udało mi się partnera przekonać żeby kot podróżował na siedzeniu samochodowym, a wiem, że jest to dla niego poświęcenie (mamy jasną tapicerkę, a on jest przesadnie uczulony na punkcie jej czystości).
Moje pytanie czy takie rozwiązanie się u kogoś sprawdziło? Czy pasy są rzeczywiście dla kotów bezpieczne? jak to wygląda w praktyce?
Edi od pierwszej podróży (krótkiej - 15 min samochodem od hodowcy do domu) miauczy żałośnie i miota się po transporterze podczas jazdy, przy próbie głaskania czy kontaktu gryzie i drapie - w domu nigdy tego nie robi, nigdy nie machnął łapą na nikogo. Jest to spory stres dla nas, ale jeszcze większy dla niego - całą drogę urządza sceny rozpaczy, jest rozdrażniony, próbuje się wydostać z transportera, jednak dzieje się to jedynie w trakcie jazdy. Podczas przenoszenia go w samym transporterze - do klatki, z klatki - miauki momentalnie cichną, a Edi spokojnie w nim leży. Sam transporter zazwyczaj stoi schowany, ale gdy go wyciągamy przed podróżą Edi samodzielnie do niego wchodzi, wręcz wygląda na to, że go lubi - wrzuca zabawki, wyciąga je, sam się chowa, a w obcym miejscu traktuje go jak schronienie przed intruzami (każdy ma bezwzględny zakaz zbliżania się do transportera w momencie, gdy znajduje się w nim kot i nawet dzieci szanują tą dyspozycję <pokłon> ).
W dłuższej trasie, a nawet w drodze do weterynarza, gdzie kot i tak jest narażony w dalszej części dnia na stres jest to ciężkie, bo wiadomo - jest już lekko rozdrażniony i zaczyna się buntować. Nie chciałabym jednak zrobić Ediemu krzywdy przewożąc go poza transporterem, bez zabezpieczeń, dlatego tematem moich rozważań zaczęły być pasy bezpieczeństwa, jako kompromis. Czy ktoś z Was stosuje takowe? Czy sprawdzają się podczas jazdy?
Z obserwacji Ediego największy stres towarzyszy mu podczas ruszania i hamowania samochodu - tak, jakby nie potrafił się sam utrzymać w miejscu w transporterze (ma tam zainstalowaną poduszkę, która się nie ślizga, a jednak on cały się porusza). Dla jasności - nie mamy 500 KM pod maską i nie jest to rozpęd w 5 sekund do 200km/h wręcz staramy się ruszać powoli i hamować powoli. Stąd pomyślałam o pasach, nawet udało mi się partnera przekonać żeby kot podróżował na siedzeniu samochodowym, a wiem, że jest to dla niego poświęcenie (mamy jasną tapicerkę, a on jest przesadnie uczulony na punkcie jej czystości).
Moje pytanie czy takie rozwiązanie się u kogoś sprawdziło? Czy pasy są rzeczywiście dla kotów bezpieczne? jak to wygląda w praktyce?