To przy okazji taka ilustracja, jak ogromnie blokującym czynnikiem dla kotki jest stres, jak potrafi zablokować poprawny mechanizm rujowy. Gatta jest bardzo wrażliwą kotką, w domu kryje się natychmiast, "zapyla się", jak ja to określam. Wyjazdowe krycia - zawsze dramat, wielkie ukłony w stronę Lili, że Gatta w ogóle się pokryła za pierwszym razem, nikomu innemu się to dotąd nie udało, zawsze musiałam jeździć dwa razy, bo za pierwszym razem traciła ruję całkowicie. Innym przykładem była Ino - w domu pierwszy miot 7 kociąt, potem jeździła trzykrotnie, i w końcu udało się donosić dwa kotki, potem znów krycie domowe, i od razu przy pierwszej rujce sześć kociąt... To tak, żeby nie krzyczeć na te biedne kocury, które się potem obwinia, że nie potrafią, stres bardzo przeszkadza, chociaż Lila mówiła, że Gatta bardzo wyluzowana się wydawała. One tak potrafią doskonale udawać te koty... I niekiedy tylko intensywne mruczenie zdradza, jak bardzo się boją.
W każdym razie chłopczyk jest, urodził się w czwartek, 10 marca, i oczywiście do dziś już zdążyłam osiwieć, bo wczoraj miał "cofkę" o całe 5 gramów. Tym razem wina była po stronie mamy, która nieprzyzwyczajona do takiej ilości uznała widocznie, że nie ma kociąt, i zupełnie "wyschła" jej cała mleczarnia. Zamiast więc się w końcu wyspać, co półtorej godziny dopajałam mlekowego lenia mlekiem, żeby jej było przyjemnie, bo woda chyba by ją wykończyła <lol> Gatta KOCHA mleko, więc już na widok strzykawki wyciągała szyję z radością. Od 3 nad ranem spadek wagi u maluszka został zatrzymany, od 4 gramik po gramiku Leo zaczął nadrabiać, w ciągu dnia zaczęliśmy przyspieszać, i już mamy 15 gramów do przodu w stosunku do nocnego "dołka". Ja już chcę, żeby była tak nudno cały czas...
