Miot RR - ostatni miot Rayi, z ukochanym Django oczywiście :)
: 20 cze 2017, 22:35
Nie ma kiedy napisać, co w Agilisowie Ostatnie dwa miesiące bardzo dały mi się we znaki, bo maj pod znakiem wystaw i matur, czerwiec wystaw i studiów, do tego przygotowanie Seminarium nagród dla Britanii W każdym razie w jedyną niedzielę, kiedy byłam w domu, pojechałam z Rayuszką na jej ostatnie rozwiązanie, była to jej ostatnia ciąża, i zaplanowana w związku z tym cesarka połączona z kastracją. Nie wiem, czy Raya usłyszała że to ostatni raz, w każdym razie postanowiła swoją karierę zakończyć tak, jak ją zaczęła, czyli jedynakiem Otwierała swoje macierzyństwo dziewczynką, zamknęła chłopcem.
Podobnie jak wtedy, dała nam popracować, chociaż kociątko tylko jedno. Podobnie jak za pierwszym razem zupełnie nie miała mleka, tyle że tym razem podjęła opiekę nad maluszkiem (Xenę całkowicie odrzuciła). Początkowo nie był to kłopot, bo i tak musiałam maluszka odseparować na pierwszą dobę, i na rękę mi było, że nie ma wielkiego nawału. Niestety, po przystawieniu nic nie ruszało w mleczarni całą drugą dobę, kolejna doba, brzuszko suche jak pieprz, Rayeczka układająca się jak tylko mogła, żeby maluszek mógł ssać, a tu nic.
W sukurs przyszła nam... Perla Perla pokazała mi, że mam sobie wsadzić nie powiem gdzie troskę o jej "odbudowę" po poprzednim miocie, że tyle czekania to już naprawdę przesada, i dwa tygodnie temu zaczęła karmić te trzy potwory, które sobie zostawiłam. Dostała pięknego, regularnego mleka, co kilka godzin zwołuje tę bandę, a oni podli ją ciągną. Miałam jej wygasić to mleko czym prędzej, ale pomyślałam sobie, że poczekam do rozwiązania Rayi, bo Perełka ma przecież grupę krwi A i mogłaby mi posłużyć za mamkę. Nie było to pewne, bo karmienie dużych kotów "od niechcenia", a pozwolenie na ssanie nowo narodzonemu kociątku to dwie zupełnie różne sprawy. Ale udało się, karmienie odbywało się wszędzie tam, gdzie Perla zgodziła się leżeć z małym, czyli na podłodze, na stole, na tubie, na kolanach, byle wyleżała Tak minęła pierwsza doba, ja szczęśliwa że kocio na naturalnym mleku, druga doba - spadek wagi, bo Raya pusta. Więc krążył maluszek między jedną kotką a drugą, bo Perla karmiła ale nie pielęgnowała, Raya pielęgnowała i udawała, że karmi. Maluszek biedny był przez kolejne dwa dni, bo nie mogłam go nakarmić tak an ful, bo musiał pracować nad mamą. Raya dostała koktajl witaminowy, i męczona była przeze mnie dopajaniem co pół godziny, i bawieniem się w kocięta, czyli stałe odsysanie rurką, jakie dobre ćwiczenie na płuca . Trzecia doba - nic, maluch raptem 4 gramy do przodu, wkręcający się jak piskorz w Rayuszkowy brzuszek, ja bezwzględna, dostawiająca go do Perli początkowo co 4, potem co 6, a potem co 12 godzin, tyle, żeby utrzymać wagę bez spadku, ciagle próbuję ssać Rayę, w końcu wieczorem z jednego sutka pojawia się w rurce mleko. Ostatnia noc z trzeciej na czwartą dobę, wieczorem pozwoliłam maluchowi napić się od Perli, on biedny z desperacją wyciąga 10 gramów, ważę, odkładam do Rayi, rano wstałam, poszłam do wagi, wyciągam malucha, i już w ręce czuję, że jest taki inny, 6 gramów do przodu na samej Rayce przez 12 godzin Potem już poszło, maluch pije jak smok, jest gruby i zadowolony, Perla dostała preparat na wygaszenie mleka, niech zabiera się za amory i własne dzieci, a nie te potwory
Maluszek jest liliowy, grzeczny, spokojny, jak wszystkie Rayuszkowo-Djangusiowe dzieci Urodzony w niedzielę, 11 czerwca 2017
Podobnie jak wtedy, dała nam popracować, chociaż kociątko tylko jedno. Podobnie jak za pierwszym razem zupełnie nie miała mleka, tyle że tym razem podjęła opiekę nad maluszkiem (Xenę całkowicie odrzuciła). Początkowo nie był to kłopot, bo i tak musiałam maluszka odseparować na pierwszą dobę, i na rękę mi było, że nie ma wielkiego nawału. Niestety, po przystawieniu nic nie ruszało w mleczarni całą drugą dobę, kolejna doba, brzuszko suche jak pieprz, Rayeczka układająca się jak tylko mogła, żeby maluszek mógł ssać, a tu nic.
W sukurs przyszła nam... Perla Perla pokazała mi, że mam sobie wsadzić nie powiem gdzie troskę o jej "odbudowę" po poprzednim miocie, że tyle czekania to już naprawdę przesada, i dwa tygodnie temu zaczęła karmić te trzy potwory, które sobie zostawiłam. Dostała pięknego, regularnego mleka, co kilka godzin zwołuje tę bandę, a oni podli ją ciągną. Miałam jej wygasić to mleko czym prędzej, ale pomyślałam sobie, że poczekam do rozwiązania Rayi, bo Perełka ma przecież grupę krwi A i mogłaby mi posłużyć za mamkę. Nie było to pewne, bo karmienie dużych kotów "od niechcenia", a pozwolenie na ssanie nowo narodzonemu kociątku to dwie zupełnie różne sprawy. Ale udało się, karmienie odbywało się wszędzie tam, gdzie Perla zgodziła się leżeć z małym, czyli na podłodze, na stole, na tubie, na kolanach, byle wyleżała Tak minęła pierwsza doba, ja szczęśliwa że kocio na naturalnym mleku, druga doba - spadek wagi, bo Raya pusta. Więc krążył maluszek między jedną kotką a drugą, bo Perla karmiła ale nie pielęgnowała, Raya pielęgnowała i udawała, że karmi. Maluszek biedny był przez kolejne dwa dni, bo nie mogłam go nakarmić tak an ful, bo musiał pracować nad mamą. Raya dostała koktajl witaminowy, i męczona była przeze mnie dopajaniem co pół godziny, i bawieniem się w kocięta, czyli stałe odsysanie rurką, jakie dobre ćwiczenie na płuca . Trzecia doba - nic, maluch raptem 4 gramy do przodu, wkręcający się jak piskorz w Rayuszkowy brzuszek, ja bezwzględna, dostawiająca go do Perli początkowo co 4, potem co 6, a potem co 12 godzin, tyle, żeby utrzymać wagę bez spadku, ciagle próbuję ssać Rayę, w końcu wieczorem z jednego sutka pojawia się w rurce mleko. Ostatnia noc z trzeciej na czwartą dobę, wieczorem pozwoliłam maluchowi napić się od Perli, on biedny z desperacją wyciąga 10 gramów, ważę, odkładam do Rayi, rano wstałam, poszłam do wagi, wyciągam malucha, i już w ręce czuję, że jest taki inny, 6 gramów do przodu na samej Rayce przez 12 godzin Potem już poszło, maluch pije jak smok, jest gruby i zadowolony, Perla dostała preparat na wygaszenie mleka, niech zabiera się za amory i własne dzieci, a nie te potwory
Maluszek jest liliowy, grzeczny, spokojny, jak wszystkie Rayuszkowo-Djangusiowe dzieci Urodzony w niedzielę, 11 czerwca 2017