













Głównym sprawcą tego, że zaczęliśmy z mężem poszukiwać kotka, był Leo. Kotek (co by się trochę jednak różnił) miał mieć krótkie futerko i charakter Leosia. Jakoś w pierwszej połowie roku 2018 kopaliśmy w Internetach w poszukiwaniu "Następcy". Ograniczyliśmy się do szukania, bo w końcu Leo znalazł się w nowym miejscu (przeprowadzka do nowego mieszkania) i to nie był na ówczesny czas dobry pomysł żeby Leosiowi dołożyć kolejny, dość poważny element stresogenny. Przeleciało przed naszymi oczyma kilka hodowli, w tym i taka, gdzie koty były wydawane na zasadzie pierwszeństwa - kto pierwszy ten bierze (jakoś mi to nie pasowało, no ale każdy ma jakiś pomysł na kocie dzieci). Ostatecznie trafiliśmy do Pani Doroty i po roku, po informacji o kremowym kocurku, zapadła decyzja o nowym członku rodziny!






Leo jest naszym kochanym staruszkiem. Jego oczka już nie takiej pierwszej świeżości, ale możecie mi wierzyć, że jako kotek 7/8 letni czarował wszędzie, gdzie się zjawił. Wielkie, pomarańczowe talerze teraz, po tych 17/18 latach ze mną już nie takie same, pewnie gorzej widzące, ale nadal piękne.



Leo na zdjęciach widnieje bez dumy, gdyż jest ogolony. No przed badaniami, które odbyły się przed przyjazdem Humusia, Leosia ogoliliśmy! Weterynarz sobie go obejrzał, obejrzał jego pryszcza na twarzy itp., zrobili mu badania krwi i... i pojechaliśmy po Humusia, bo Leo okazał się zdrowy. Szkoda tylko, że fizycznie wyników badań do tej pory nie dostałam, tylko kobieta mi czytała przez telefon, no ale spoko. Nie każdy musi przecież maila ogarniać w dzisiejszych czasach.




