Zastanawiam się jak to jest w waszych domasz z kotkami i ich sirścią. Zarówno w tych hodowlanych domach, tych gdzie jest kilka kotów ale kastratów, oraz kot pojedynczy.
Wiadomo - kot z sierścią, to również sierść wkoło. I od razu uprzedzam, nie zrozumcie mnie źle, żeby nie było, że nagle po dłuższym czasie posiadania trzech brytków stwierdzam ojeju ile tu sierści. W końcu i jeden pies (w zależności od rasy) może zostawić więcej sierściucha w domu niż te trzy kociaste.
Chodzi mi raz o samą ciekawość, takie porównanie - czy inni też tak mają <lol> A dwa, co za tym idzie info też dla tych którzy dopiero zamierzają kupić kotka, może niekoniecznie brytka. W końcu nie każdy zdaje sobie sprawę, co za tym idzie.
Do rzeczy. U mnie jest tak, że kociaki (nieważne czy brykają tylko dwa czy trzy na raz) umiejętnie wykorzystują domową przestrzeń i brykają po niej jak dzikie tygrysy za antylopą. A jak już tak szaleńczo brykają jak dzikusy, to sierść fruwa tu i tam. A nawet jak nie brykają, to zawsze wiadomo gdzie ewentualnie któreś ułożyło w nocy doopcię do spania, gdyż zostaje malownicza kępka sierściuchy <mrgreen>
Ale z drugiej strony, nie jest tak, że każde jedno moje kociaste 'sypie' się tak samo. Dziewczyny tak jakoś bardziej są temu podatne, czasem odróżniam etepy gdy jedna bardziej, a druga mniej, ale ogólnie podobnie. Natomiast kocurro zecydowanie mniej. A niby ma zdecydowanie lepsze (i więcje go) futro od dziewczyn. I reguły zapewne nie ma, ale mi się po tych moich obserwacjach wydaje, że kotki jednak bardziej gubią sierść. I nie chodzi mi tu nawet o sam czas rujek, bo Carmen na przykład jeszcze nie miała, a specjalnie nie ustępuje Tori w gubieniu sierści. Czy macie podobne obserwacje?
A co z kastratami? Bo właściwie to powinno bardziej interesować potencjalnych kupujących brytka, w końcu zdecydowana większość kotków jest nakolankowa. Czy sama kastracja/sterylizacja coś w tej kwestii zmienia? Czy to też raczej indywidualna sprawa danego kota?
Ok, w domu nie jest tak, że zajadam się sierścią kocią, ale przy ich tych szaleśnstwach, czasem się zdarzają fruwające kłaczki i zdarzało mi się czasem jakiś pojedynczy (zaznaczam POJEDYNCZY) włos wyłowić w herbacie. Ale ok, mnie to nie brzydzi i jakoś specjalnie nie przeszkadza, w domu czysto jest pomimo tych kłaczków. Kwestia częstszego odkurzania i tyle. No, może dodatkowe zajęcie w moim przypadku nieco uciążliwe, to fakt posiadania jasnowłosych kotów, przy jednoczesnym upodobaniu do czarnych ubrań <lol> sami rozumiecie, jest się z czego wyczesywać

Ciągnąc temat dalej, czy to moje koty są takie świry, że robią w domu dżunglę ( w sensie dziki szał radości i pogoni) przy jednoczesnym tworzeniiu szlaku pogoni w postaci ich sierści, czy inni też tak mają. Powtarzam się, wiem.
I dalej, wiemy oczywiście, że posiadanie miłej kuleczki w postaci brysia w domu, to nie to samo co mięciusia zabaweczka, którą wystarczy raz kiedyś wyprać z kurzy i sprawa załatwiona. Oczywiście, właściwie każdy chyba sprowadzając kota (psa) do domu wie na co się pisze. Ale jak pokazuje życie, niestety tak nie jest zawsze. Bo potem się okazuje, że taki słodziutki kociaczek sika, czasem nawet nie tam gdzie trzeba i to czuć, robi śmierdzące kupy, czasem nawet bardzo (no, eszcze zależy co dany kot je itp.), czasem sobie zwróci tu i ówdzie, czasem puści bąka, zniszczy mebel no i ma sierść, którą zmienia i która wypada, tak jak i nam włosy. Ogólnie kotek, to troszeczku tak jak niemowlę (choć to nie do końca właściwe porównanie, przyznaję) - jest cudny, ale ma i swoje za uszami.
Pytanie też do hodowców, czy sprzedając swoje kociaki osobom, które po raz pierwszy decydują się na zwierzątko w domu, informujecie o tym całym arsenale przyjemności z jakim wiąże się kociak w domu? Bo że jest milusiński, to wszyscy wiemy.
Skąd moje takie męczenie tematu? Ano ostatnio miałam okazję rozmawiać z paroma osobami postronnymi, znajomi po prostu. I reakcje były bardzo różne. Znajoma posiadająca kota w domu nie robi halo z tego powodu, że po rzytuleniu mojego kota, miała cały sweter w jego sierści. A osoba nie posiadająca kota, najpierw była zachwycona bandą brytków, takie tam ochy achy itp. Ale gdy na stole znalazł się koci włosek to już o MATKO tu jest pełno tej sierści, jak możecie tak mieszkać? Przecież TO jest wszędzie itp. A na początku była ekscytacja kotkiem i ojoj może też sobie takiego wezmę?
Jakie macie odczucia? Zauważyłam, że o tych sprawach dla iektórych kłopotliwych, się tak nie pisze, no nie tak czesto przynajmniej, a w końcu to jest niezmiernie istotne. Ciekawi mnie Wasze podejście do sprawy. Z góry dziękuję za Wasze opinie.