Borgia, Arabica, Fado, Gatta, Negra, Raya, Ori, Perla, Vesper, Django, Ina, Bunia, Queenie, Junior i Kokido
- Dorszka
- Administrator
- Posty: 6057
- Rejestracja: 22 lis 2008, 23:59
- Płeć: Kobieta
- Skąd: Wrocław
- Kontakt:
Borgia, Arabica, Fado, Gatta, Negra, Raya, Ori, Perla, Vesper, Django, Ina, Bunia, Queenie, Junior i Kokido
Postanowiłam otworzyć i taki watek dla swoich kotów, tych w cieniu miotów na kolejne literki. Nie ukrywam jednak, że nie byłoby go, gdyby nie wydarzyło się u nas coś, co sprawia, że nie wiem, jak ma Wam o tym powiedzieć, i jak napisać. Zwyczajnie się wstydzę.
Zacznę od rzeczy oczywistej, czyli przedstawienia kotów, które doskonale znacie.
Clara,
pochodzi ze szczecińskiej hodowli Euforia*Pl, pozwoliła mi zacząć moją hodowlaną przygodę. Niedawno uświadomiłam sobie, że w tym roku w maju Clara skończy 5 lat. A wydaje mi się, ż dopiero ją odbieraliśmy...
Wszyscy kochają się w jej spojrzeniu, dzwoniący dopytują się o JEJ dzieci, chociaż uczciwie muszę powiedzieć, że jest najsłabsza w typie z moich kotów. To jednak ona przyciąga jak magnes, ja się śmieję, że to jej skomplikowana osobowość odbija się w oczach, które są w końcu zwierciadłem duszy
Nie lubi obcych, przychodzi i obwąchuje, ale nie pozwala na żadne poufałości. Na ogół sama proszę, żeby jej nie dotykać, w innym wątku pisałam o jej młodości podejściu do rąk. Od nas coraz bardziej uzależniona, potrzebni jej jesteśmy do życia jak powietrze, chociaż nie manifestuje się to w sposób, który my, ludzie, uznalibyśmy za zadowalający.
Gdy kiedyś została sama na 12 dni, z dochodzącą ekipą, to dziwaczne przywiązanie pokazało się chyba najdobitniej. Pierwszego dnia, kiedy przyszli moi rodzice, wybiegła na spotkanie, dała się nawet pogłaskać, ale wyraźnie czekała, że za nimi ktoś jeszcze przyjdzie. Gdy zorientowała się, że nas jednak nie ma, grzbiet wężowym ruchem wygiął się ku podłodze, i Clara po prostu odeszła od nich.
Na drugi dzień przyszła moja koleżanka, sytuacja się powtórzyła. Na trzeci znów moi rodzice - tym razem wybiegła tylko do połowy drogi, popatrzyła, zobaczyła, że jednak nas nie ma, i poszła na antresolę do dzieci. Czwartego dnia, gdy przyszła Grażynka, dokładnie tak samo - sprawdziła w pół drogi, i odeszła.
Potem już w ogóle nie przychodziła. Patrzyła z góry, albo z biurek dzieci, na wszystkich przychodzących, a na próby zaprzyjaźniania się odpowiadała burczeniem. Patrzyła z godnością na czyszczenie kuwety, napełnianie misek, ale przez całe te 2 tygodnie nie dała się pogłaskać, i w ogóle nie wykazywała chęci do takiego kontaktu.
Moja mama dzwoniła do mnie codziennie "córuś, ona STRASZNIE się na Was obraziła". Byliśmy bardzo ciekawi powrotu.
Wróciliśmy późnym wieczorem. Clara rozpoznaje nasze kroki na klatce schodowej (dzieci śmieją się, że wiedzą, kiedy wracam, bo Clara ustawia się na straży pod drzwiami ), więc już piętro niżej usłyszeliśmy zawodzenie. Na plecach rowery, bagaże, doczołgaliśmy się pod drzwi. Ona JUŻ WIE NA PEWNO, więc drapanie, drapanie to nic, ale ten dźwięk! Płacz, skarga i pretensja, a na tym wszystkim autentyczna radość. A my jak debile z jakiegoś taniego filmu klasy B, wypadły mi klucze, oni na mnie wrzeszczą no szybciej bo płacze, wreszcie jak otworzyłam, to nie mogliśmy wejść, takie były tańce wokół czterech par nóg.
Nie było żadnej obrazy. Było szczęście w oczach, mruczenie na całego, a w nocy nie mogliśmy spać, bo ciągle biegała od naszego pokoju do dzieci, nie mogąc się zdecydować, czy jednak śpi z nami, czy z Agnieszką. Jakby bez przerwy sprawdzała, czy na pewno nie zniknęliśmy
Nie ukrywam, że jest w tej wyłączniści coś niebezpiecznie łechczącego moją próżność. Taki kot tylko nasz.
Zacznę od rzeczy oczywistej, czyli przedstawienia kotów, które doskonale znacie.
Clara,
pochodzi ze szczecińskiej hodowli Euforia*Pl, pozwoliła mi zacząć moją hodowlaną przygodę. Niedawno uświadomiłam sobie, że w tym roku w maju Clara skończy 5 lat. A wydaje mi się, ż dopiero ją odbieraliśmy...
Wszyscy kochają się w jej spojrzeniu, dzwoniący dopytują się o JEJ dzieci, chociaż uczciwie muszę powiedzieć, że jest najsłabsza w typie z moich kotów. To jednak ona przyciąga jak magnes, ja się śmieję, że to jej skomplikowana osobowość odbija się w oczach, które są w końcu zwierciadłem duszy
Nie lubi obcych, przychodzi i obwąchuje, ale nie pozwala na żadne poufałości. Na ogół sama proszę, żeby jej nie dotykać, w innym wątku pisałam o jej młodości podejściu do rąk. Od nas coraz bardziej uzależniona, potrzebni jej jesteśmy do życia jak powietrze, chociaż nie manifestuje się to w sposób, który my, ludzie, uznalibyśmy za zadowalający.
Gdy kiedyś została sama na 12 dni, z dochodzącą ekipą, to dziwaczne przywiązanie pokazało się chyba najdobitniej. Pierwszego dnia, kiedy przyszli moi rodzice, wybiegła na spotkanie, dała się nawet pogłaskać, ale wyraźnie czekała, że za nimi ktoś jeszcze przyjdzie. Gdy zorientowała się, że nas jednak nie ma, grzbiet wężowym ruchem wygiął się ku podłodze, i Clara po prostu odeszła od nich.
Na drugi dzień przyszła moja koleżanka, sytuacja się powtórzyła. Na trzeci znów moi rodzice - tym razem wybiegła tylko do połowy drogi, popatrzyła, zobaczyła, że jednak nas nie ma, i poszła na antresolę do dzieci. Czwartego dnia, gdy przyszła Grażynka, dokładnie tak samo - sprawdziła w pół drogi, i odeszła.
Potem już w ogóle nie przychodziła. Patrzyła z góry, albo z biurek dzieci, na wszystkich przychodzących, a na próby zaprzyjaźniania się odpowiadała burczeniem. Patrzyła z godnością na czyszczenie kuwety, napełnianie misek, ale przez całe te 2 tygodnie nie dała się pogłaskać, i w ogóle nie wykazywała chęci do takiego kontaktu.
Moja mama dzwoniła do mnie codziennie "córuś, ona STRASZNIE się na Was obraziła". Byliśmy bardzo ciekawi powrotu.
Wróciliśmy późnym wieczorem. Clara rozpoznaje nasze kroki na klatce schodowej (dzieci śmieją się, że wiedzą, kiedy wracam, bo Clara ustawia się na straży pod drzwiami ), więc już piętro niżej usłyszeliśmy zawodzenie. Na plecach rowery, bagaże, doczołgaliśmy się pod drzwi. Ona JUŻ WIE NA PEWNO, więc drapanie, drapanie to nic, ale ten dźwięk! Płacz, skarga i pretensja, a na tym wszystkim autentyczna radość. A my jak debile z jakiegoś taniego filmu klasy B, wypadły mi klucze, oni na mnie wrzeszczą no szybciej bo płacze, wreszcie jak otworzyłam, to nie mogliśmy wejść, takie były tańce wokół czterech par nóg.
Nie było żadnej obrazy. Było szczęście w oczach, mruczenie na całego, a w nocy nie mogliśmy spać, bo ciągle biegała od naszego pokoju do dzieci, nie mogąc się zdecydować, czy jednak śpi z nami, czy z Agnieszką. Jakby bez przerwy sprawdzała, czy na pewno nie zniknęliśmy
Nie ukrywam, że jest w tej wyłączniści coś niebezpiecznie łechczącego moją próżność. Taki kot tylko nasz.
- Dorszka
- Administrator
- Posty: 6057
- Rejestracja: 22 lis 2008, 23:59
- Płeć: Kobieta
- Skąd: Wrocław
- Kontakt:
Borgia
to kotka, która urodziła się już w naszej hodowli. Jest bardzo kochana, niestety znacznie bardziej sprzedajna niż jej matka. Nie ma też na jej temat jakichś barwnych opowieści - poza tym, że budzi we mnie niesamowite pokłady jakiegoś spóźnionego macierzyństwa, i to do tego stopnia, że zastanawiam się niekiedy, czy nie powinnam poddać się jakiejś terapii. Budzi wszelkie konsekwencje bycia "ukochanym dzieckiem", łącznie z poczuciem winy, że dla tych pozostałych serce niby też bije, ale amplituda nie ta... Trudno mi powiedzieć, co jest tego powodem - może wiecznie ciapowate, dziecięce spojrzenie. A może fakt, że z całego miotu ona od razu odsuwała się od rodzeństwa, i upodobała spanie na naszych kolanach, może coś w tym jest, że to ONE wybierają :-)
W każdym razie została z nami, i bardzo się z tego cieszę. Jest szylkretką niebieską, czyli mieszanką koloru niebieskiego i kremowego. Urodą przebija mamę zdecydowanie, ale czasami trudno to dostrzec, bo ekspresja spojrzenia Clary...
Borgia skończyła dwa miesiące temu 2 lata. Też nie wiem, kiedy to minęło
to kotka, która urodziła się już w naszej hodowli. Jest bardzo kochana, niestety znacznie bardziej sprzedajna niż jej matka. Nie ma też na jej temat jakichś barwnych opowieści - poza tym, że budzi we mnie niesamowite pokłady jakiegoś spóźnionego macierzyństwa, i to do tego stopnia, że zastanawiam się niekiedy, czy nie powinnam poddać się jakiejś terapii. Budzi wszelkie konsekwencje bycia "ukochanym dzieckiem", łącznie z poczuciem winy, że dla tych pozostałych serce niby też bije, ale amplituda nie ta... Trudno mi powiedzieć, co jest tego powodem - może wiecznie ciapowate, dziecięce spojrzenie. A może fakt, że z całego miotu ona od razu odsuwała się od rodzeństwa, i upodobała spanie na naszych kolanach, może coś w tym jest, że to ONE wybierają :-)
W każdym razie została z nami, i bardzo się z tego cieszę. Jest szylkretką niebieską, czyli mieszanką koloru niebieskiego i kremowego. Urodą przebija mamę zdecydowanie, ale czasami trudno to dostrzec, bo ekspresja spojrzenia Clary...
Borgia skończyła dwa miesiące temu 2 lata. Też nie wiem, kiedy to minęło
- Dorszka
- Administrator
- Posty: 6057
- Rejestracja: 22 lis 2008, 23:59
- Płeć: Kobieta
- Skąd: Wrocław
- Kontakt:
- Dorszka
- Administrator
- Posty: 6057
- Rejestracja: 22 lis 2008, 23:59
- Płeć: Kobieta
- Skąd: Wrocław
- Kontakt:
A teraz osobnik, a raczej osobniczka, która skłoniła mnie do otwarcia tego tematu.
Przywiozłam ją wczoraj. Zupełnie niespodziewana sytuacja, decyzja, którą musiałam podjąć bardzo szybko. Jak zwykle nie w porę Została mi zaproponowana w odpowiedzi na moją prośbę o pomoc w szukaniu kremowej koteczki. I wtedy przyszła propozycja wzięcia kotki już dorosłej, którą obserwowałam od chwili, gdy się urodziła, i o którą nomen omen pytałam rok temu, ale wówczas jej los został szybko rozstrzygnięty, po prostu została w hodowli. Teraz z różnych względów hodowczyni zmniejsza swoje "stado", i okazało się, że szuka domu, w którym mogłaby umieścić swoje cudo. Napisała mi, że uważa mój dom za odpowiednie miejsce, i że oczywiście pomoże mi z młodą koteczką, ale żebym przemyślała i taką możliwość.
Nie ukrywam, że myślenia było w tym może 10 minut. Potem już tylko przekonanie Bohdana, dlaczego to dobry wybór, chociaż być może nie dla Fado. To było kolejne 10 minut.
Najgorsze było zebranie pieniędzy, których oczywiście nie mam w tej chwili. Ale ponieważ ja przez całe życie do pieniędzy mam podejście zadaniowe, tzn. ile ma być i czy da się tak zrobić, żeby było, na ogół ten etap też jakoś wychodzi. Ból pojawia sie potem
Przywiozłam ją wczoraj. Na razie przeżywam te same męki, co Wy, próbując jak najłagodniej włączyć ją do naszego życia. Jest bardzo grzeczna, ale to już ponad roczna kotka, więc nie ma tej kocięcej ciekawości, która pomaga przełamywać lęki. Siedzi więc skulona, bardzo się rozluźnia na kolanach, ale jeszcze nie je i nie pije. Były też już pierwsze burczenia przy spotkaniu z Borgią, ale tutaj jeszcze nie pozwalam na kontakt. Oswajaczem uczyniłam Fado - on biega, widzi ją, ale nie zaczepia, a ona mu się przygląda i najwyraźniej rozumie, że to nie jest zagrożenie
To tyle. Wydusiłam to z siebie. Jestem przerażona tym, co zrobiłam, ale równocześnie bardzo szczęśliwa.
To najpiękniejsza kotka w mojej hodowli po prostu Trzymajcie kciuki, żeby szybko się zaaklimatyzowała. Jest jej naprawdę niełatwo
Przywiozłam ją wczoraj. Zupełnie niespodziewana sytuacja, decyzja, którą musiałam podjąć bardzo szybko. Jak zwykle nie w porę Została mi zaproponowana w odpowiedzi na moją prośbę o pomoc w szukaniu kremowej koteczki. I wtedy przyszła propozycja wzięcia kotki już dorosłej, którą obserwowałam od chwili, gdy się urodziła, i o którą nomen omen pytałam rok temu, ale wówczas jej los został szybko rozstrzygnięty, po prostu została w hodowli. Teraz z różnych względów hodowczyni zmniejsza swoje "stado", i okazało się, że szuka domu, w którym mogłaby umieścić swoje cudo. Napisała mi, że uważa mój dom za odpowiednie miejsce, i że oczywiście pomoże mi z młodą koteczką, ale żebym przemyślała i taką możliwość.
Nie ukrywam, że myślenia było w tym może 10 minut. Potem już tylko przekonanie Bohdana, dlaczego to dobry wybór, chociaż być może nie dla Fado. To było kolejne 10 minut.
Najgorsze było zebranie pieniędzy, których oczywiście nie mam w tej chwili. Ale ponieważ ja przez całe życie do pieniędzy mam podejście zadaniowe, tzn. ile ma być i czy da się tak zrobić, żeby było, na ogół ten etap też jakoś wychodzi. Ból pojawia sie potem
Przywiozłam ją wczoraj. Na razie przeżywam te same męki, co Wy, próbując jak najłagodniej włączyć ją do naszego życia. Jest bardzo grzeczna, ale to już ponad roczna kotka, więc nie ma tej kocięcej ciekawości, która pomaga przełamywać lęki. Siedzi więc skulona, bardzo się rozluźnia na kolanach, ale jeszcze nie je i nie pije. Były też już pierwsze burczenia przy spotkaniu z Borgią, ale tutaj jeszcze nie pozwalam na kontakt. Oswajaczem uczyniłam Fado - on biega, widzi ją, ale nie zaczepia, a ona mu się przygląda i najwyraźniej rozumie, że to nie jest zagrożenie
To tyle. Wydusiłam to z siebie. Jestem przerażona tym, co zrobiłam, ale równocześnie bardzo szczęśliwa.
To najpiękniejsza kotka w mojej hodowli po prostu Trzymajcie kciuki, żeby szybko się zaaklimatyzowała. Jest jej naprawdę niełatwo
- Mago
- Super Admin
- Posty: 4597
- Rejestracja: 23 lis 2008, 20:28
- Płeć: Kobieta
- Skąd: Warszawa
- Kontakt:
- Ania i Krzyś
- Posty: 362
- Rejestracja: 23 lis 2008, 22:01
- Kontakt:
- Dorszka
- Administrator
- Posty: 6057
- Rejestracja: 22 lis 2008, 23:59
- Płeć: Kobieta
- Skąd: Wrocław
- Kontakt:
No właśnie tego, co Wy napiszecie, bałam się najbardziej. Próbowałam nawet wyobrazić sobie ten wybuch śmiechu po przeczytaniu <rotfl>Ania i Krzyś pisze:Nie ma to jak spontan! My z całego forum wiemy o tym chyba najlepiej ;) Gratulujemy dokocenia i czekamy na okazanie.
Zdjęcia będą lada moment. Jeszcze chwilkę Was przytrzymam W domu zrobiłam tylko dwa, na razie dziewczynka głównie siedzi cichutko i udaje, że jej nie ma. Ale wrzucę jeszcze te, które dostałam od hodowczyni jako "przynętę", tylko wszystko poobrabiam
- Mago
- Super Admin
- Posty: 4597
- Rejestracja: 23 lis 2008, 20:28
- Płeć: Kobieta
- Skąd: Warszawa
- Kontakt: