Nawet nie wiem co napisać, w takiej sytuacji. Trzymajcie się. Szkoda kotka bardzo, przykro mi z powodu tego co musieliście przeżywać i przeżywacie nadal... Bardzo Wam współczuję, szczególnie Twojemu dziecku <serce>
Dziękuję wszystkim.
Pragnę się również pożegnać. Te zdarzenia sprawiły, że postanowiłam na dłuższy czas, a być może na zawsze, nie podejmować decyzji o nabyciu kolejnego kociaka z hodowli. Wierzę, że jest tu dużo świetnych hodowców i zadbanych kociąt. Jednak mam po prostu dość, pomijając już kwestie czysto finansowe, chociaż chciałabym spać na kokosach. Fela była moim ukochanym kotem. Timmy nie miał jej zastąpić, ale sprawił, że przynajmniej rzadziej spływały łzy po policzkach. Dzisiaj o ten jeden raz było już tego za dużo. Czuję się oszukana przez hodowcę, a momentami wpędzona w poczucie winy (bo szybka decyzja i niska cena). Hodowca nie odbiera telefonu, widocznie tak mu zależy na życiu i zdrowiu kociaka. Kot nie miał być zabawką dla dziecka, jak już od pewnej osoby usłyszałam. Ale jeśli ktoś nie odróżnia opieki od zabawy, to już tylko jego problem. Nie przyszłoby mi do głowy, że cena może być wyznacznikiem, bo wierzyłam, że jeśli ktoś ma nie sprzedanego kotka i wie, dlaczego takiego szukamy, to po prostu potrafi się dogadać. Najwyraźniej moja wiara w drugiego człowieka była złudna.
To ja przekonałam pół rodziny, że rasowy=rodowodowy, a przynależność do związku/stowarzyszenia zobowiązuje. I teraz słyszę od rodziny, że nie miałam racji. Nie wiem już w co mam wierzyć i komu mam wierzyć. Nie czuję się winna, bo nie była to nieświadomość zamierzona. Czuję się za to głęboko zraniona, bo z własnej woli zrobiłam wszystko, co mogłam i nie mogę mieć do siebie żalu, że chciałam sobie oraz mojemu synkowi zrekompensować ogromną pustkę.
W wielką, dziejową sprawiedliwość też specjalnie już nie wierzę, ale na tyle, na ile jeszcze mogę zajmę się tą sprawą. Na razie walę głową w mur.
Dziękuję wszystkim, którzy potrafili mnie zrozumieć. Przytulcie ode mnie swoje futra.
Ściskam Was
Ania
Aniu doskonale rozumiem jak jest Ci przykro....
Jestem zła,że tacy "hodowcy" istnieją i niszczą wszystko to na co my pracujemy...
Pamiętaj,że w życiu dzieją się złe rzeczy,uwierz mi,dobrze o tym wiem.FIP zabrał mi ukochaną kotkę,umarły mi wszystkie kociątka z miotu....a mimo to dzięki ludziom o wielkich sercach podniosłam się,dalej wierzę,że wszystko ma sens...wiem,że teraz czujesz ból,żal,złość a przede wszystkim bezsilność....tulę Cię mocno,pamiętaj,że gdybyś chciała porozmawiać,chociażby popłakać to zawsze ktoś wysłucha,nawet jeśli znamy się tylko z literek
Jeśli potrzebujesz czegokolwiek to mój numer jest na stronie ....
Magda, pozwolę sobie na pewno zadzwonić, jak trochę uporządkuję mój chwilowy bezład. Nie ukrywam, że pomagają mi rozmowy z kimś, kto rozumie.
Na pewno nie dopuszczę do tego, aby ta hodowla skrzywdziła więcej osób. FIP się zdarza, ale jak mi podkreślono już kilkukrotnie nie ma takiej opcji, aby FIP wysiękowy nie dawał objawów wcześniej.
Kotek był bardzo drobny, ale miał spory brzuch. Dlatego uwierzyłam, że po prostu jest drobniutki. Teraz u weta widziałam, że to nie ma nic do rzeczy - on nie był niewielki, on był po prostu chudy. 1,75 kg z czego większość stanowił ten nieszczęsny brzuch, więc naiwnie myślałam, że nie jest tak źle. Może też było tak, że nie chciałam tego widzieć, bo oto dopiero co całowałam łebek zasypiającej Feli.
To będzie długa noc, ale siostra mnie namówiła do opowiedzenia Wam jeszcze jednej historii, więc na pewno to zrobię.
A ta babka, co mi pomaga oczywiście jest bardzo kochana :-) dzięki niej wiem, jakie działo mam wytoczyć i gdzie ;) Fakt faktem, że sprawa wyglądałaby inaczej, gdyby hodowla chciała ze mną rozmawiać. Rozumiem, że ktoś może np. powiedzieć, że jest długi weekend. Ale na litość boską, jak wiem, że mi zwierzę choruje i to w obcym domu, to robię wszystko, aby pomóc. A tu hodowla się na mnie wypięła. Jutro jeszcze zadzwonię do mojego przyjaciela, który jest radcą prawnym w Warszawie. Złoty człowiek, mam nadzieję, że podpowie mi z której strony to ugryźć, by odzyskać włożone pieniądze.