Wyprowadzka do Boazeryjno-Dywanowego Sanktuarium bardzo się chłopakom nie spodobała, mam nadzieję, że nie odchorują mi tego
Osprajowałam wszystko feromonami i robię to nadal, latałam pół zeszłego poniedziałku po sklepach w poszukiwaniu wiatraka, kupowałam lód i rozkładałam w miseczkach po mieszkaniu, bo przy 32 stopniach na dworze na ostatnim piętrze wielkiej płyty było chyba 300. Koty dyszały z gorąca i stresu zamelinowane pod łóżkiem...
Z dnia na dzień było coraz lepiej, ale po minach możecie zobaczyć, że retro wystrój nie przypadł im do gustu. Nie są przyzwyczajone do dywanów, czerdziestoletnie meble pachną im pewnie całą historią mieszkania i bandą studentów, która wiele lat przed nami tam zamieszkiwała.
Wszedzie czytam, że koty nie mają skomplikowanej mimiki, ale jak widzę te ich skwaszone mordy to ściskam i przepraszam... Byle do końca miesiąca... I żeby panowie remontowi pięknie nam wszystko zrobili, żeby tynk ze ścian nie leciał, jak po poprzedniku
Zdjęcia ze starego telefonu, przepraszam za jakość. Za warunki lokalowe przepraszam koty. Kilka razy dziennie <hm>