Witamy się ponownie :-)
Dziś chciałam pokazać jak w pocie czoła staram się umilić i urozmaicić życie naszej Kocie.
W związku z tym, iż wszyscy domownicy ewakuują się z mieszkania w godzinach 7.30-16.30 trzeba było zatroszczyć się o najważniejszego domownika.
Postawiliśmy więc drapak tuż przy akwarium. W końcu skoro człowiek lubi wylegiwać się w fotelu i patrzeć w TV to jakoś tak przyjęliśmy, ze koty również.
Oczywiście odkąd Kota jest z nami regularnie dbamy o właściwą i wystarczającą kolorową i ruchliwą obsadę w akwarium. Wcześniej jakoś nikt tym się nie martwił...
Natomiast po godzinie 16.00 lecimy na złamanie karku po Kotę aby umilić jej popołudnie relaksem na działce.
I tu, co ciekawe - Caliśka wykazała się dużą inteligencją. Kiedy widzi transporterek z zachęcająco otwartymi drzwiczkami podchodzi do niego i czeka na szelki. Jak szelki jej założę, to bez wahania pakuje się do transportera. Jak szelek nie ma - to nie ma mowy żeby ją tam wołami zaciągnąć. Sprawa się wydała, kiedy ja nie mogłam wyjść na czas z pracy i o "odebranie z domu" Koty poprosiłam męża. On szelek nie obsługuje i wyszedł z założenia, że sama je Kotu założę na działce (tyle tych pasków, sprzączek itp... wiadomo-facet!) a Kota ani drgnie. Próba "wepchnięcia" jej do transportera przyniosła skutek odwrotny.
Mieliśmy kilka dni zagwozdkę - why
![???](./images/smilies/question.gif)
? I na to wszedł syn i nas oświecił: "wiadomka! Bez szelek = do weterynarza = szczepienie, zaglądanie w paszczę i... gdzieś tam itd.... Szelki=działka=hasanie za muchami i wylegiwanie się na drzewku.
Chyba wyglądaliśmy wtedy mniej więcej tak: <shock>
![zdziwiony :-o](./images/smilies/suprised.gif)
<suchy>
Następne kilka dni mąż ćwiczył na pluszowym piesku zakładanie szelek...
Natomiast na działeczce...
![Obrazek](http://images78.fotosik.pl/879/5bed8aed60528ef8med.jpg)
...polowanie na robale
![Obrazek](http://images76.fotosik.pl/879/edd35bb7cdf522c1med.jpg)
...wylegiwanie się na drzewie
![Obrazek](http://images77.fotosik.pl/879/183a323200838b44med.jpg)
...i na pozostałości drzewa.
Czasami przychodzi chętka na zabawę śliwkami i Kota bez grama strachu maszeruje „wzwyż”
…jednak takie wyprawy zawsze kończą się interwencją… Ktoś musi wejść na drzewo i Kotę ewakuować. Jeszcze nie udało jej się zejść samodzielnie (mała zawartość kota w kocie). Wchodząc używa pazurów, natomiast schodząc zjeżdża bezwładnie i tu: albo zawiesi się na gałęzi po drodze, albo… leci jak kamień w dół. Nie wiem gdzie te gotowe do lądowania cztery łapy… <suchy>
Dzięki Bogu pod śliwką rośnie „puchata” trawa. Dlatego aktualnie umówieni jesteśmy z Kotą na sygnały dźwiękowe kiedy to już znudzi jej się wspinanie i czuje ochotę opuszczenia drzewa. Syn albo mąż włażą po nią na drzewo.
Ale co zrobić… kiedy tak rozpaczliwie miałkoli to oboje podrywają się do pomocy, bo to jeden z niewielu momentów, kiedy Kota rzeczywiście nas potrzebuje i daje dowód na to, ze jednak dobrze że jesteśmy <ok>
cdn...
Pozdrawiam
Sylwia