Bardzo Wam dziękuję za zaciśnięte kciuki :-).
Lunka z każdym dniem czuje się coraz pewniej w nowym miejscu. Niestety nadal boi się Arka i ukrywa przed nim, choć są też chwile, kiedy kicia daje sobie na luz i zachowuje się przy nim bardzo naturalnie i spokojnie. Mam nadzieję, że z czasem Lunka dojdzie do wniosku, że Arek to też jest "jej człowiek" :-).
Wczoraj niestety musieliśmy pojechać z kotką do weterynarza. Dzień wcześniej wydawało mi się, że coś nie dobrze wygląda oko kici. W końcu uznałam, że mi się zdawało... następnego dnia okazało się, że nic mi sie nie zdawało i że faktycznie coś sie tam niedobrego dzieje.
Późnym wieczorem pojechaliśmy do weta. Weterynarz stwierdził zapalenie spojówek i przepisał krople do oczu

. Biedna Lunka.
Zresztą, dla tych co zmieniają miejsce zamieszkania niech przestrogą będzie ta krótka historyjka. Oboje w nerwach szukaliśmy lecznicy w okolicy (to znaczy w nerwach byłam ja a Arek był pomocny), która byłaby jeszcze czynna. Oczywiście interesowałam się, gdzie bedę mieć w okolicy nowego mieszkania sensownego weterynarza... ale w nawale spraw przeprowadzkowych odłożyłam na później ten temat. Życie pokazało, że to był błąd bo kot potrzebował pomocy lekarskiej już drugiego dnia w nowym miejscu.
Co do Arka... chyba najlepiej sobie radzi z całej naszej trójki.
Fajna sytuacja wyszła na parkingu, gdzie odstawialiśmy samochód po powrocie od weta. Czekam z kotem w kontenerku przy bramie parkingowej i słyszę jak zagaduje do Arka tamtejszy dozorca... "co, kotek Panu zachorował?"... nastąpiła chwilka ciszy ze strony Arka zanim przytaknął :-), która moim zdaniem świadczyła o tym, że nie od razu załapał, że to do niego i że on MA KOTKA

.