Strona 7 z 205

: 25 lis 2008, 00:11
autor: Moderator
Aya pisze:Trzymam mocno kciuki za Twojego Maxa. Wiem z autopsji jak przechodzi się taki zabieg na kochanym futerku. Jutro będzie już o wiele lepiej. Dzisiaj trzeba będzie poświęcić mu więcej czasu by dochodził do siebie bezpiecznie i miał w zasięgu ciepło Twoich rąk. Życzę Maxowi zdrowego wybudzenia oraz szybkiego powrotu do pełni sił :-)

Mały Lew pisze:Och, to kciuki trzymam, ale raczej powinno być wszystko dobrze. Zaraz go zabierzesz do domu, wycałujesz i już będzie lepiej.

Pozdrawiamy ciepło.

Dorszka pisze:Mago, nic nie piszesz, mam nadzieję, że wszystko w porządku? Czy Lunka już doszła do siebie po zabiegu?

Małgosia pisze:
dorszka pisze:Mago, nic nie piszesz, mam nadzieję, że wszystko w porządku? Czy Lunka już doszła do siebie po zabiegu?
Spotkalysmy sie z Mago w klinice przy odbiorze kociakow:)
Odbierala Lunke zaraz po moim wyjsciu z Maxem z gabinetu. Weszla do gabinetu po nas.
Tez czekam na wiesci od nich.
__________________________________________

: 25 lis 2008, 07:24
autor: Mago
dorszka pisze:Mago, nic nie piszesz, mam nadzieję, że wszystko w porządku? Czy Lunka już doszła do siebie po zabiegu?
Wczoraj strasznie późno dotarliśmy do domu. Byłam tak padnięta, że nie miałam siły postukać w klawiaturę.
Na razie w telegraficznym skrócie:
Z Lunką wszystko jest dobrze. Operacja przeszła bez komplikacji.

: 25 lis 2008, 07:29
autor: Mago
agoolla pisze:No to super. Koteczka pewnie będzie do siebie dochodziła jakiś czas, ale szybko wróci do pełni sił. Ucałuj dzielną dziewczynkę, niech sobie teraz odpoczywa. Ty pewnie też padłaś, bo emocji z pewnością było dużo. Trzymajcie się ciepło dziewczyny :-)!
Aya pisze:
Mago pisze:Z Lunką wszystko jest dobrze. Operacja przeszła bez komplikacji.
Bardzo się cieszę, życzę szybkiego powrotu Lunki do formy. Moc przytulanek dla ślicznej księżniczki :-)
Gonab pisze:Mam nadizej, że kaftanik masz, dla koteczki to niezbędne, co by się nie rozilizywała i nie rozdrapywała.
Ja przez pierwsze 12 godzin nie miałam kaftanika i przesżłam gehennę, a potem kiedy został założony wszytsko juz było ok :-)


Cieszę sie że wszystko dobrze :-)
Małgosia pisze:Bardzo sie ciesze, ze wszystko w porzadku z Lunka po zabiegu.
Zyczymy jej z Maxiem szybkiego powrotu do zdrowia:)
Operacja dziewczynki jest duzo powazniejsza niz chlopaka.Trzymajcie sie cieplutko obie.


Pozdrowienia i caluski
Malgosia i Max
Ania i Krzysiek pisze:Dobrze... :-)

Czekamy na dalsze informacje.

:-)

: 25 lis 2008, 07:32
autor: Mago
Nareszcie mam chwilkę i nadrabiam zaległości :-).
Małgosia pisze:Mialam nadzieje Was spotkac , poglaskac Lunke i Ciebie pocieszyc, ale nie widzialam Was w poczekalni.
Bylam tam 9.25, bo korki straszne w miescie, 5 minut spozniona.
Z poczekalni po wypelnieniu karty Maxa, zabrala nas do pokoju obok mila blondynka wetka. Pytalam ja czy byla juz na 9.00 kotka niebieska Lunka brytyjka, bo planowalismy sie potkac towarzystko, ale ona nie wiedziala nic o Was;(
Zrobila ze mna wywiad na temat Maxa, zapisala sobie iz zycze narkoze wziewna dla kota, podpisalam zlecenie zabiegu i zabrala mojego skarba a mnie kazala sobie isc;(
Ja byłam w klinice na 9.05, też spóźniona przez masakryczne korki. Chyba ta sama kobitka odbierała od nas koty ale mogła nie wiedzieć o kogo pytasz bo moje słoneczko u Pana Doktora figuruje pod rodowodowym imieniem Inspiracja... i jest liliowa. Choć z drugiej strony ile kotów rasy brytyjskiej mogli przyjąć na kastrację w przeciągu 20min?
Ze mną też przeprowadzono wywiad na temat kici. Niesamowite jest to, że ja chcąc sie upewnić, też zapytałam o narkozę bo podobnie jak Ty chciałam wziewną... wetka mi odpowiedziała, że nie stosują wziewnej przy tego typu operacji. Zaskoczyła mnie tym zupełnie bo byłam przekonana, że narkoza będzie wziewna. Wetka mnie przekonała, że ta w zastrzyku też jest ok. No nic, najważniejsze, że operacja przebiegła bezproblemowo.
Strasznie długo to wszystko trwało. Ja psychicznie umęczyłam się jak diabli. Bałam się o Lunkę, że coś pójdzie nie tak, że jest tam sama, że nikogo nie zna, że ją może coś boli... miejsca sobie nie mogłam znaleźć przez cały dzień. Dopiero o 17.20 dali mi sygnał, że mogę przyjechać po Lunkę. W klinice byliśmy ok 18... kota odebrałam ok 19.
Zresztą obie nieprzyzwoicie długo czekałyśmy na odbiór naszych futer. Mam na mysli czas jaki musiałyśmy odsiedzieć w poczekalni.
Grunt, że wszystko z Lunką jest ok... z Maxiem zresztą też (ale on fantastyczny jest! widziałam na własne oczy!).

Jeszcze raz wszystkim bardzo dziękuję za zaciśnięte kciuki! Zadziałały jak trzeba :-D.

Zresztą, że ja sie umordowałam psychicznie to nieistotne.
Najważniejsze, że Luna nie będzie męczona nawracającymi rujkami, że nie grozi jej ropomacicze.
Byłam zaskoczona w jak dobrej formie była Lunka po powrocie do domu. Chodziła bardzo sprawnie, napiła się wody, poszła do kuwety zrobić siusiu. Najmniej spodobał się jej moment zakładania kaftanika. Musi się bidulka moja przemęczyć te 10 dni. Póki co grzeczniutko nosi niechciane ubranko. Ranka pooperacyja wygląda bardzo ładnie. Nic tam się niepokojącego nie dzieje. Mam nadzieję, że nie wydaży się już nic niedobrego.

Fotki specjalnie dla Gonab :-D, melduję, że kaftanik jest (a nawet dwa, bo wziełam jeden dodatkowy na zmianę).

Obrazek

Obrazek

Małgosia pisze:
Moze spotkamy sie przy odbiorze kociaczkow?
Małgosiu bardzo sie cieszę, że udało nam się jednak spotkać. Twój kocur jest boski! Trochę byłam chyba mało komunikatywna, wybacz, nerwy mnie zżerały :oops:. Ugłaskaj ode mnie specjalnie Maxia :-).

Pozdrawiam serdecznie

: 25 lis 2008, 07:34
autor: Mago
Aya pisze:Zuch dziewczynka ! Do twarzy jej w tym kubraczku :-). Najważniejsze, że ma to już za sobą . Cudna jest, wcale nie wygląda na cierpiącą i mam nadzieję, że rzeczywiście tak jest. Pozdrawiam Was serdecznie :-)
Małgosia pisze:Bardzo sie ciesze, ze u Was wszystko w porzadku:)
Gustowny kaftanik Lunka niedlugo zdejmie i zapomni o sprawie.
Widze na zdjeciu, ze tez jej wycieli kawal futra na lapce jak Maxowi.
najwazniejsze , ze spotakysmy sie w ogole i nie przejmuj sie forma towarzyska, moze niedlugo przyjdzie czas ja ulepszyc;)
Ja tez nie bylam w dobrej formie towarzyskiej.

Jesli chodzi o narkoze to widocznie musialam wygladac na bardzo zdesperowana, bo wyrazilam sie , ze zycze sobie koniecznie wziewna, dlatego wetka kiwnela tylko glowa , zapisala na zleceniu i nie protestowala;)Mam to wpisane w karcie.Malo tego zazyczylam sobie wpis do rodowodu z pieczatka Gizinskiego, ona na to ze moze sie sama podpisac, a ja ze wolalabym jego podpis. Jednym slowem bylam okropnie wymagajacy klient i dlatego pewnie chciala sie mnie szybko pozbyc;)
Od tego zaczelam jak tylko weszlam rano z Maxem do gabinetu, od koncertu zyczen;))
Musze dzis chyba kupic kolnierz poooperacyjny dla Maxa, bede spokojniejsza o niego w nocy.
Narazie traktuje mnie jak podgladaczke, bo kiedy wejdzie w jakis kat to ja zaraz za nim ide i podgladam co robi, czy nie lize rany. Widze, ze czasami ma mnie dosc;))

Pozdrawiam
Malgosia i Max
agoolla pisze:Cudna! Jak dobrze, że już po i jak super, że tak dobrze zniosła zabieg.
Gdyby nie kubraczek i brak futerka na łapce to w ogóle bym nie poznała, że niunia po sterylce. Ukochaj i ucałuj - szepnij też do uszka, że prześliczna z niej kocia dama.

: 25 lis 2008, 07:35
autor: Mago
dorszka pisze:Bardzo się cieszę, że wszystko jest w porządku. Trochę się martwiłam, że może coś się stało, przepraszam, że teka ze mnie niecierpliwa baba wyszła - ale u dziewczynek to zawsze już operacja a nie zabieg, i trochę się denerwowałam.

Za trzy lata Clara przejdzie na zasłużoną emeryturę, i ja już się denerwuję, jak zniesie kastrację...

: 25 lis 2008, 07:35
autor: Mago
Ania i Krzysiek pisze:Do twarzy jej w tym wdzianku. Teraz, życzymy żeby sie wszystko łdnie goiło :-)

: 25 lis 2008, 07:37
autor: Mago
Dziś drugi dzień po operacji.
Zmieniłam dziś Lunce kubraczek na świeży. Była też okazja do przeczesania futerka (tam gdzie można było).
Zdjęcie kubraczka zostało powitane przypływem energii :-), czesanie futerka też było ok ale już zakładanie nowego kubraczka... oj, był płacz, pisk, odpychanie łapkami... bidulka moja :cry:.
Po wszystkim kicia została postawiona na łóżko i tradycyjnie już wykonała rzut całą swą puchatą osobą na boczek, wyciągając przy tym łapki. Komunikat był jasny... a mianowicie, w tym NIE DA SIĘ CHODZIĆ I JA CHODZIĆ NIE BĘDĘ!
Jak pierwszy raz zakładaliśmy jej kubraczek, zaraz po przyjeździe z kliniki to wykonała nam taką ewolucję na podłodze, aż klepka jęknęła. Teraz stawiam ją na łóżku, ma miększe lądowanie :-).

Mała sesja po założeniu kubraczka:
Obrazek

Coś ty mi założyła znowu...
Obrazek

... a zresztą, nie gadam z tobą.
Obrazek

: 25 lis 2008, 07:39
autor: Mago
Małgosia pisze:
Mago pisze:Komunikat był jasny... a mianowicie, w tym NIE DA SIĘ CHODZIĆ I JA CHODZIĆ NIE BĘDĘ!
Slodka jest Lunka i jaki minki potrafi robic obrazalskie:)
Dzielna dziewczynka z niej i napewno z godnoscia zniesie ten tymczasowy ubior. Bedzie dobrze - przekaz jej od Maxa:)



Pozdrawiam
Malgosia i Max
kesja pisze:Niezła jest :-)
Gonab pisze:Ciesze sie że wszystko dobrze się kończy, goi i że w ogóle już po wszystkim.

A co do kubraczka, to moja Zoyka jak jej go zakładałam miała minę skatowanego kota, aż mi się serce kroiło, że taką krzywdę kotu wyrządzam zakładając kaftanik. :-) :-) :-)
agoolla pisze:Ja się nie mogę napatrzeć na nią, ale śliczna kotka z niej
- w kubraczku czy bez. Słodka mała, biedulka, ale teraz to już z górki.
Najważniejsze, że wszystko dobrze się goi.

: 25 lis 2008, 07:41
autor: Mago
Najnowsze wieści z frontu pooperacyjnego, czyli koszmar kota - kubraczek ochronny.

Strasznie mi szkoda malutkiej.
Biedna jest z tym kubraczkiem bardzo ale to bardzo. Śmiało mogę stwierdzić, że Luna odmawia poruszania się jak jest w kubraczku. W zasadzie całe dnie spędza leżąc, o dziwo w transporterku :shock: ... nigdy tam nie wchodziła do tej pory.
Jak już musi gdzieś pójść to drobi bidulka na sztywnych łapkach, kroczek za kroczkiem, spętana taka... jak mała chineczka w kimono.
Drogę wybiera najkrótszą z możliwych, prosto do celu, zupełnie nie po kociemu.
Martwiłam się tą jej nieruchliwością, sądziłam, że to przez ranę po kastracji.
Nic bardziej mylnego.

Wczoraj na chwilę zdjęliśmy jej kubraczek. Natychmiast zabrała się za pucowanie futerka, pogoniła za piórkami na patyku, sprawnie przy tym podskakując :-).
5 dni po operacji a kicia jak nowa. Niestety zapędy czyścicielskie małej zmusiły nas do ponownego ubrania ją w nieszczęsny kubraczek. Cała energia zeszła z Lunki jak powietrze z balonika. Po odleżeniu "swojego" czasu na podłodze, kiedy to dawała nam znać zbolałą miną i kompletnym bezruchem, że jest nieszczęśliwa, podreptała do transporterka i tam spędziła większą część dnia.
Biedactwo.

Dziś wzięła mnie na litość. Pomyślałam, a zdejmę jej ten kubraczek i tak zaraz pójdzie spać a ja będę mieć na nią oko. Lunka grzeczniutko i radośnie wypucowała futerko nie tykając zszytej ranki. Wskoczyła na drapaczek, ułożyła się. Pomyślałam, że super, drapak mam przy biurku, wróciłam do swojej pracy przy kompie i zerkałam na nią od czasu do czasu. Skupiłam się nad czymś na dłuższą chwilę, zerkam, Luny nie ma. Szukam małej, a ta w najlepsze pod Arkowym biurkiem wylizuje rankę do upadłego :evil:. Ech, dałam się zwieść smutnym oczkom i pyzatej buzi.
Na szczęście nic złego sobie nie zrobiła... choć ranka wycmokana do różowości skóry.
Natychmiast, oczywiście zabrałam spryciulę na kolana i założyłam kubraczek. Myślałam, że zeskoczy mi z kolan i pójdzie obrażona. A ta, niewiele myśląc, trach na boczek na podłogę i to z wysokości kolan! Zapomniałam, że tak robi na powitanie kubraczka. Przeraziłam się, jak tak walnęła. Rzuciłam się na podłogę do niej, na ratunek...
Zupełnie niepotrzebnie. Lunie nic się nie stało. Zostałam za to obdarzona spojrzeniem pełnym wyrzutu, obrazy i absolutnego nadęcia, po czym pokuśtykała do drugiego pokoju wyjątkowo sprawnie unikając mojej ręki wyciągniętej w celu pogłaskania.
W kubraczku zostanie już do zdjęcia szwów.
Bidulka.

Obrazek